sobota, 28 lutego 2009

Aresztu ciąg dalszy...

Tak jak w temacie. Wiesław ma stwierdzone skręcenie stawu kopytowego, więc stoimy w boksie już ponad 2 tygodnie.. a będzie chyba jeszcze około 6 tygodni. :/
Wiesław dostał bananową lizawkę (która wygląda jakby ją obgryzał leciutko, ale nigdy go jeszcze na tym nie przyłapałam) i worek na sianko, żeby sobie jakoś wydłubywał sianko i się nie nudził.



Ogólnie dostał już jeden zastrzyk do stawu (na głupim jasiu i się nam przewracał, też ciekawie było..), a czekają go jeszcze podobno dwa (po każdym zastrzyku dwa tygodnie odstępu). Po zastrzyku trzy dni noszenia "papucia" z bandaża, żeby mu się to nie zasyfiło. Teraz chyba następny zastrzyk będzie miał w ten czwartek, może środę lub piątek..
W każdym razie teraz zaczyna mu już zarastać futerko na kopytku, a jeszcze trochę i będzie miał znów golone ;P. Poza tym widać, że kopytko jest przebarwione od jodyny (miał ten "papuć" z jodyną).



A dzisiaj? Wet już wcześniej pozwolił "bardzo delikatny spacerek z szerokimi zakrętami", więc zdecydowałam się zabrać paszczaka na trawkę. Jak się spodziewałam energii to on nabrał przez ten czas ;]. Mało jadł, więcej się kręcił, furczał, a jak wracaliśmy to normalnie caplował :P. W dodatku udawał przy tym araba - ogon odstawił, szyję ustawił i furczał :P. Jeśli chodzi o nasze relacje to jestem z niego dumna - energia go naprawdę rozsadzała, a jednak był cały czas ze mną, zatrzymywał się ze mną, cofał, starał się jakoś nie odlecieć w siną dal.. ;) A poza tym przyszedł nowy koń, więc dodatkowo jeszcze dodało mu to energi. Jeszcze jakiś rok temu podejrzewam, że po takim czasie stania w boksie kopyta by latały we wszytskie strony nie zważając czy ja jestem po dordze. ;)

No to zdjęcia z trawki - "Drągiiii!!"


Nawet chwilę jemy


Później oczywiście wzięłam Brysiaczka, bo Wiesław już się i tak nie dokońca "z szerokimi zakrętami" nachodził. Z Bryśkiem bardzo przyjemnie się bawiło. Na początku trochę pochodziłyśmy sobie po zabawkach - a to kopnij piłkę, a to postaw girkę na pieńku, a to przejdź między beczkami (Brysiek uparcie atakował beczki nogą i średnio do niej trafiało, że ma TYLKO przejść pomiędzy ;)), a to slalom między oponami i jeszcze parę innych. Następnie do tego dodałyśmy okrążanie - long range w lewą stronę. Skończyłyśmy jak po raz pierwszy się nie zatrzymała przy mijaniu mojego lewego ramienia czyli zrobiła jakieś pół kółka i ją przywołałam. Później odkryłam, że nie działa zbytnio bardziej wymyślne friendly - oczywiście zarzucanie stringa na grzbiet działało, ale z nogami był już lekki problem, a długo trzeba jej było tłumaczyć zanim zroumiała, że jak człowiek jest rozluźniony i wali carotem w ziemie obok i przed nią to trzeba stać. Było dużo dawania jej czasu, bo zamykała się przy tym łatwo i przy okazji narobiłam zdjątek:

Bryś introwertyk :P


artystyczne ;)


grzywka ;)


Brysiander ;P


oczko z długimi Brysiowymi rzęsami ;)



i widać, że był stresik, bo ziewamy i pokazujemy ząbki dwu latka ;)

środa, 11 lutego 2009

Kulejemy..:/

Tak jak w temacie. Wiedźmin kuleje dość mocno na prawy przód. W dodatku nic nie widać, żadnej opuchlizny, ewentualnie jak się uprzeć to lekko grzeje kopyto przy koronce. Wet ma być w piątek, zobaczymy co powie. Tymczasem mamy robić "okłady" z otrębów i rivanolu i koń musi stać w boksie :/. Jutro mam być na wypuszczenie koni specjalnie, żeby przypilnować łobuza, który nie wiem jak się zachowa, gdy pójdą prawie wszystkie konie (zostaje koń na przeciwko, kawałek dalej i ogier obok niego) w tym też jego mini stadko (czyt. Campina i Bryśka). No nic, mam nadzieję, że nie wymyśli czegoś głupiego tylko grzecznie będzie stał i patrzył jak inne konie wychodzą :P.
Jak o problemach "fizycznych" to muszę dodać jeszcze jedno - Kasia już o tym pisała. Ostatnio pani Basia od Pepity wymacała nam zgrubienie na kręgosłupie. Podobno to od wczesnego zajeżdżania. Z stąd też pewnie było to włóczenie zadem, które było na początku. Nic, trza się będzie tym zająć.
To tyle tak na szybko. Jutro muszę wcześnie wstawać przypilnować ogoniastego, więc najwyższy czas iść spać.