wtorek, 22 września 2009

Brysiowo, Sekwaniątkowo...

Jak zwykle jakiś czas temu coś tam zdążyłam napisać, ale wkleić to już mi się nie chciało, więc wklejam teraz ;):

Ogólnie mało czasu, bardzo mało czasu..
ale co robię w tym nielicznym wolnym czasie? Siedzę w stajni rzecz jasna ;). A ostatnio nawet udało się trochę pobawić..z Brysiątkiem, na wolności ;). Miała dobry humor - nie miała rui (bo podczas rui jest potworna, ma focha i już ;D), więc skorzystałam. Głownie bawiłyśmy się w bieganie i przebieganie przez takie mini przeszkódki (na dwóch oponach). Może wyjaśnię dlaczego - otóż Bryś jak to Bryś ma w zwyczaju zawsze przechodząc przez LEŻĄCEGO drąga STĘPEM zahaczyć choć jedną nóżką - a najczęściej dwie nóżki nie trafiają i lądują akurat tak, że drążek leży w innym miejscu niż leżał ;D. Tak więc stwierdziłam, że sobie pobiegamy przez coś wyższego - najpierw był problem pt:"a ja przebiegnę sobie obok", ale biegałyśmy i biegałyśmy aż Brys przebiegł przez drążka - "Taaak, super koń!" i chwila zostawienia konika w spokoju. Potem jak to nam wychodziło zaczęłyśmy zwracać uwagę na to jak konik przebiega i co? na końcu Brysiander chyba pierwszy raz w życiu nie zahaczył ani jedna nogą drąga leżącego na dwóch oponach i to kłusem ;D. Oczywiście wydrapanie za wszystkie czasy, pochwały i spokój aż do sprowadzania ;). Co robiłyśmy poza tym? A jako bardziej ambitne stwierdziłam, że jak koń taki współpracujący to sprawdzimy czy pamięta to co kiedyś tam robiłyśmy na linie - przestawianie zadku ze strefy 5 na lekkie pukanie carrotem i cofanie ze 4 ;). Z cofaniem było parę zgadywanek, ale wkońcu Bryś sobie przypomniał i wykonał polecenie z miną "pamiętam!". O przestawianiu zadku już nawet nie mówię - tym mnie Bryś bardzo miło zaskoczył.

Co poza tym o Bryśce? - dostałyśmy już jakiś czas temu zaliczenie L1! ;D Niestety nie ma tego na czym najbardziej mi zależało czyli co mamy poprawić, ale sam papierek też podnosi trochę na duchu ;). Zdrowotnie - Bryś jest w takiej formie w jakiej chyba nigdy nie była. Piękna, błyszcząca sierść, brzuch i zadek lekko zaokrąglony, nie trójkątny z wystającymi żebrami i ogólnie tfu, tfu odpukać jest super.
Co do innych koni - Wiesław dalej kuleje, raz mniej raz bardziej, nie ma tragedii, ale cały czas boje się tu pogonić, tam czegoś wymagać..
A Lucyfer stał się aniołkiem ;).
Sauronem się juz nie zajmuję trochę przeniosłam się Sekwanę - moją ulubioną fryzkę, którą znam od źrebaka i sama ją dużo nauczyłam jak była małym śmiesznym źrebaczkiem ;).

Co do teraz:
Ogólnie pozytywnie, choć nie chcę zapeszyć, więc an temat zdrowia dużo nie powiem - powiem tylko tyle, że Wiesław dalej kuleje aczkolwiek jest duuża poprawa po lasero i krio terapi. Myślimy pozytywnie - może nawet uda się w przyszłym roku na ten kurs wybrać i może będą koniuchy zdrowe ;).
Poza tym jeśli chodzi o Wiesława to obijamy się trochę, czasem coś na korytarzu stajni porobimy, ale mimo wszystko jakieś postępy robimy, malutkie, ale robimy. W dodatku szacunek się wbrew pozorom ostatnio u nas trochę poprawił (choć trzeba przyznać, że i tak lezy i kwiczy ;)), a i Wiesław już drugi raz w jego skromnym życiu, cichutko zarżał jak mnie zobaczył, a ja oczywiście myśłałam, że wylecę na księżyc z zachwytu :P. Z nowości, których się ostatnio nauczyliśmy można napewno wrzucić prowadzenie za nogę - działa do przodu na przednich łapkach bezbłędnie, więc idziemy dalej i bedzimy ćwiczyć też zady ;).
Co do Bryśki - jak nie ma rui to pracuję się z nią naprawde coraz lepiej - więcej myśli, reaguje na lżejsze sygnały, natomiast jak ma ruje, to lepiej nic z nią nie robić. Cóż.. nie obwiniam jej za to za bardzo, wiem jak to jest :).
Lucek tylko cały czas zaskakuję mnie swoją zmianą na lepsze - zero kładzenia uszu na człowieka, cudowne miny, myslenie, szacunek do człowieka i poprostu jest cudowny. Strzykawka z bobfrutem jest już zaakceptowana ;).
Sekwana - ona mnie męczy teraz potwornie, koń który podawał nogi jak aniołek w wieku pół roku teraz kopie i jest problem ze zrobineiem tylnych kopyt.. sprawdziłam i okazało się, że samo dotknięcie nogi, poniżej stawu kolanowego jest problemem - znaczy powodem jest strach :(. Trochę już poćwiczyłam delikatnie głaskanie nogi, ale wciąż nie mam dla niej czasu, a wiem, że jak kowal przyjedzie to nie będzie się z nią certolił i jedynę co zrobi to przywali tarnikiem w brzuch i popsuje całą moją pracę. W dodatku Sekwanka jest na sprzedaż i wiem, że i tak nie mam zbytnio wpływu na to kto ją kupi, a bardzo bym chciała, żeby trafiła w dobre ręcę, a najlepiej do jakiegoś naturalsa. W końcu jako maleństwo nauczyłam ją ustępowań i myślenia, a to jest bardzo przydatne dla naturalsa. Podejście do człowieka ma super, nie próbuje przestawiać człowieka i nie raz przybiegała do ludzi galopem na pastwisku z nastwionymi uszkami i z miną: "pobaw się ze mną". Nigdy nie była uczona jedzenia z ręki, więc najlepszą nagrodą jest poprostu podrapanie i zabawa, a w zabawie od razu szuka rozwiązań. Jedynym jej problemem jest własnie podawanie nóg, a znając tego konia wiem, że po paru sesjach spokojnego głaskania nogi, a potem delikatnego uczenia podawania przypomniałaby sobie, jak to trzeba robić..powiedzmy 10 dni bardzo na spokojnie załatwiłoby sprawę - już po 3 sesjach mogę wygłaskać jej nogi i nie ma z tym problemu, jeszcze tylko powoli poćwiczyć podawanie nóg.
Niestety jak myślę o niej to jakoś tak dziwnie się czuję, jestem związana emocjonalnie z tym koniem, więc jeśli znacie kogoś kto chciałby młodą śliczną fryzkę to byłabym wdzięczna za odzew.

No i sekwaniątko - brudne, ale szczęśliwe :):

Tu ze swoją pierwsza miłoscią - oczywiście Sekwana to ta po lewej ;)

I jako 4 miesięczny źrebak:

Jak widać nie miała problemów z podawaniem nóg :)

I mamusia:


(dla zainteresowanych mam więcej zdjęć ;))