poniedziałek, 12 marca 2012

Nowe - lepsze ;)

Trochę opóźnione, ale matura robi swoje ;). Nie zawsze mam czas, żeby coś wkleić :).
W każdym razie - udało się! Wszystkie pięć koni dojechało bezpiecznie do nowej stajni, do Czerńca :).
O 6 rano wzięłyśmy przyczepkę i do 10 ćwiczyłyśmy z wszystkimi po kolei ładowanie do przyczepy. Ostatecznie Wiesław i Czarna weszły bez żadnego zawahania, a Bryś z jednym małym wycofaniem. Jestem z nich strasznie dumna, nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze. Prawdę mówiąc o Wiesława się trochę obawiałam, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły kopytne :). Ruda też weszła bardzo ładnie i razem z Sekwaną pojechały pierwsze. Dojechały suche, spokojne i zadowolone z miejsca, na które dojechały. W następnej turze jechała Brysieńka i Wiesław. Niestety Wiesław się trochę spocił, mimo bardzo dobrego kierowcy (któremu jesteśmy bardzo wdzięczne :)), ale on jeszcze nigdy nie dojechał na miejsce suchy (chociaż w drodze z Warszawy zdążył już wyschnąć :P). No i ostatni transport poszedł po Glutka, który dał z siebie wszystko. Cały się trząsł przy wsiadaniu i wysiadaniu, ale mimo to na spokojnie spakowałyśmy go z Kasią w około pół godziny. Ja byłam wsparciem dla zadka, o który się strasznie bał i moja rola polegała na głaskaniu go po nim i prowadzeniu mu go jak schodził na bok. Ostatecznie wszystkie dojechały szczęśliwe, a Wiesław wyglądał na strasznie zadowolonego z tego, że jego boks ma wiecznie otwarte okienko - nic tylko wiecznie siedział z ryjkiem na zewnątrz :).
Ogólnie jest cudownie! Jak fajnie jest zostawić konie na cały tydzień i zupełnie się o nie nie martwić, a w dodatku od właścicielki i dziewczyn robiących za stajenne (super pomysł! dziewczyny są bardzo fajne, sympatyczne i przede wszystkim nie myślą w ogóle o używaniu "magicznych różdżek" na zadach naszych koni, co mnie strasznie cieszy :))usłyszeć, że nasze konie wyglądają fajnie, są grzeczne i nie ma z nimi żadnych problemów :).
Pierwszym razem byłam w stajni bez siostry, więc stwierdziłam, że wezmę tylko Brysieńkę na chwilę zobaczyć, jak się będzie zachowywała - jak zwykle zachowywała się cudownie, była grzeczna, spokojna i z zaangażowaniem, który u niej uwielbiam, ruszała kłusem, gdy tylko ją o to prosiłam. Co mnie zdziwiło - dość nieźle pamiętała chody boczne do mnie, a przecież prawie w ogóle z nią nad tym nie pracowałam!
W ten weekend w sobotę obsłużyłam oba najmojsze podopieczne - Wiesława i Bryś. Z Wiesławem mam bardzo ciekawe przemyślenia odnośnie pracy na linie i na wolności. Otóż wzięłam go na linę i usiłowałam coś od niego po wymagać, ale okazało się, że koń się na mnie nie skupia i w ogóle nie robi tego, o co go proszę, więc zdjęłam mu linę i nagle koń mi się rozluźnił, wszystko robił chętnie, z zaangażowaniem, nawet zagalopowania ze mną nam wychodziły bardzo ładne i prawie ze stępa. Wszystko, co tylko przyszło mi do głowy - chody boczne nad pachołkiem, zady na podeście, przody na podeście, chody boczne z 5 strefy, cofanie z 5 strefy, nawet trochę kroku do przodu, a co dziwniejsze, coś czego NIGDY zupełnie nie ćwiczyłam, przestawianie przodu z 5 strefy.
Hmmm...how interesting ;)
Nawet się śmiałyśmy z siostrą, że jak już zacznę jeździć, to też będę bez niczego, bo na kantarku będzie nam wszystko gorzej wychodzić ;P.
Naprawdę ciekawe - dać nam sznurki i oboje tracimy pewność siebie, chociaż niestety, to pewnie najbardziej zależy ode mnie ;). Muszę sobie chyba zrobić jakieś przybliżanie i oddalanie ze sznurkami ;P.
Następnego dnia koń mnie zresztą powitał zarżeniem. Wybitnie był w dobrym nastroju.

A z Brysieńką trochę powrót do podstaw, bo dawno nie robiłyśmy nic sensownego z okrążaniem i znowu się nam zepsuło proste utrzymywanie chodu. Powtórzymy, będzie dobrze. Poza tym też mi się z nią fajnie pracowało, mimo że ma ruję, a praca z nią podczas ruji, to kiedyś był koszmar :). W dodatku nie wiedząc, że ma ruję, osiodłałam ją i wsiadłam na nią. Bardzo pozytywna sesja - zobaczymy, co z niej wyniesie na następny raz. Co mnie cieszy - dziewczynka zaczęła zwracać uwagę na to, że ten ktoś na górze coś mówi i ze stoickim spokojem szuka rozwiązania - trzy kroki do tyłu, krok w bok, trzy kroki do tyłu, odstawienie zadu, trzy kroki do tyłu, odstawienie przodu, trzy kroki do tyłu, krok do przodu :P. Ale chyba zaczęła coś łapać :).Muszę obejrzeć sobie dokładnie płytki, bo mi się fazy i sygnały mieszają z siodła - staram się nie chaotycznie, a i tak czuję, że jest w tym chaos.
Widząc, że Brysieńka zmieniła swoje podejście do siedzącego człowieka u góry usiłowałam sobie przypomnieć ostatnią sesję - w terenie. Tak, to jest dobry trop, jeszcze jedna, dwie na ujeżdżalni i myślę, że trzeba kobyły ruszyć z siodłami do lasu, żeby zrozumiały, że trzeba iść do przodu, a nie tylko się cofać, albo cofać, albo ewentualnie zrobić zgięcie boczne, albo przestawienie zadu/przodu bądź chody boczne :).

W niedzielę krótka sesja z Panną Foch, za którą robiła Szanowna Panna Sekwana. Najwyraźniej też ma chyba ruje ;P. Miałyśmy z dziewczyną dyskusję na temat nie włażenia z strefę osobistą ludzia i chyba jej to dość dobrze wytłumaczyłam ;). Poza tym różne ustępowania, podest oraz w ramach budowania szacunku, którego ma dość mało (LOVE na razie dominuje :P), okrążanie - coś, gdzie człowiek się mało rusza, koń więcej i jest trochę dalej od człowieka - na razie stępem, bo boję się jeszcze ją mocniej ruszać z tą nogą. Myślę, że dobrze jej to zrobiło ;).

Zdjęcia są z pastwiskowania paszczaków, ale na aparacie, którego nie mam przy sobie, więc będą później.
No to wracam do ciągów i logarytmów... :)

czwartek, 8 marca 2012

Konie i złamania plus zdjęcia :)

Dwa "artykuły" przeciw sobie. Jeden z Konia Polskiego o tym jakiego mieli cudownego reproduktora, ale złamał nogę, więc postawił sobie w ten sposób na sobie krzyżyk. Drugi...sami zobaczcie: link
ile natura potrafi zdziałać i jak konie potrafią się niesamowicie regenerować. Od razu pojawiają się pytania - ile koni trzeba było uśpić przez ludzka głupotę?

Oprócz tego dodaje prawdopodobnie ostatnie zdjęcia z Łapina ;).

Wiesław pozuje na tle słońca :)


Chociaż tego dnia najlepiej pozował Glutek :)


Wielkie tarzanie ;)


Bryś :)


Ruda wygląda już bardzo fajnie, korytarz na pastwisku jej bardzo posłużył. Wreszcie wygląda jak mieszanka araba z kucykiem, a nie jak zimnokrwisty ;P.


Po Wiesławie aż tak tego nie widać, ale też trochę schudł i wygląda dużo lepiej :)


Wstajeeeeemy :)


Zdjęcie robione z zadka :)


Glutek i moja mama :)


Ja i Wiesław ;P

czwartek, 1 marca 2012

Matura, matura, matura...

Znowu długa przerwa, spowodowana głównie szkołą i maturą, którą muszę zdać za dwa miesiące. Nauczyciele nie dają chwili na odpoczynek, szczególnie mój wychowawca - matematyk. Nęka nas milionem testów, różnymi funkcjami, logarytmami, trygonometrią, geometrią, prawdopodobieństwem i wszystkim czym się tylko da :P. Oprócz tego dochodzi polski, przygotowywanie ustnej i angielski, wałkowanie gramatyki i słówek. Przez szkołę nie mam za dużo czasu na stajnie, w sumie co jakiś czas biorę któregoś z, w tej chwili, trzech moich podobiecznych - Wiesława, Brysieńkę albo Sekwanę. Z Wiesławem, z powodu kulawiznowo-warunkowych głównie stępuje w terenie. Przeszliśmy na halterek, ale nic nie mówię, bo jak go chwalę, tu, na blogu, to potem mu znowu coś odbija ;P. Najwidoczniej regularnie poczytuje bloga jak nie patrzę ;). Z Brysieńki jestem bardzo zadowolona, nogę stawia inaczej, bardziej do wewnątrz, ale rytm jest równy - nie kuleje. Ostatnio na spacerze była cudowna, robiła z impulsem i z wielką chęcią wszystko, o co ją prosiłam :). Naprawdę czuję, że super się z nią teraz dogaduję. Niestety albo stety wyprowadzamy się z Łapina, już od jakiegoś czasu planujemy przeprowadzkę, a ostatnio właściciel już mocno przegiął. Przeprowadzamy się do stajni Czerniec, w ten weekend. W związku z tym mamy jeszcze więcej do roboty - trzeba wszystko spakować, a trochę się tego rozmnożyło w międzyczasie :P. Sekwana jest w tej chwili pod naszą opieką, zrobiła się już też bardzo fajna - nauczyła się rżenia w boksie na widok człowieka (taki miły sposób żebrania o siano ;)) i też dołączyła do mojego zaufanego grona koni, którym można usiąść po brzuchem i przytulić się do zadka. Niestety parę dni temu wsadziła sobie nogę w kratę, stajenni bez zabezpieczania głowy przecięli jej tę kratę jak leżała. Jak można się domyślić - dostaliśmy telefon, bo nie chciała iść na pastwisko, a konia zastałam zmęczonego, obolałego, z opuchniętą głową i spuchniętą oraz grzejącą lewą zadnią nogą. Dostała leki przeciwzapalne, przeciwbólowe i steryd :/. Już jest lepiej, ale na nogę cały czas kuleje i cały czas jej ta noga grzeje. Szczęście w nieszczęściu, że zrobiła to sobie teraz, a nie jak była jeszcze nieobsługiwalna i nie dawała sobie nawet dotykać tej nogi. Będę miała chwilkę, to wstawię zdjęcia koni z ostatnich spacerków w Łapinie. Trzymajcie kciuki, żeby przeprowadzka poszła bezstresowo i żeby zakończyła się powodzeniem dla wszystkich pięciu koni oraz żeby Wiesław popisał się wyjątkowo wspaniałym zachowaniem ;).