Tak dość krótko, jak na mnie przynajmniej :P. Studia się zaczęły, krótką przerwę w robieniu pierwszego projektu sobie zrobiłam.
W weekend piękna pogoda, Wiesław wybitnie w dobrym humorze, natomiast Brysieńka w średnim (nie wiem czy to było spowodowane jakimś złym samopoczuciem czy po prostu tym, że dawno z nią nie pracowałam, ale była... mało energiczna), więc dałam dziewczynce spokój, wzięłam do pracy chłopaka, ją tylko wyczyściłam.
Wiesław, puchata kulka (jako jedyny z naszych wygląda już jak koń przygotowany na mróz i już nie zmienia chwilowo sierści), szczęśliwy po ostatnich zabawach na lonżowniku przyczepił się do mnie i wyglądał na jeszcze bardziej szczęśliwego, gdy zauważył, że mnie przekonał, że to jego biorę do pracy. Podreptał grzecznie za swoim człowiekiem do stajni, poczekał aż ludź go osiodła i dalej, przeszczęśliwy, potuptał na plac. Tam chwila zabaw (dostałam piękny kłus z głową w dole na kole przez moment i jedno piękne, energiczne ruszenie, naprawdę się facet starał ;)) i próba wsiadania na konia. Długą miał przerwę z człowiekiem na grzbiecie, to stwierdziłyśmy z siostrą, że podchodzimy do niego jak do kobył - jak do totalnej surówki. Krok 1 - oprowadzanki na kucyku. Okazało się, że to wcale nie takie proste. Konia zamurowało, że coś na konia wlazło i się telepie u góry. Włączyła się niepewność. Pogłaskanie konia, uspokojenie - trochę lepiej. Jak już ruszył, to głowa poszła nawet na chwilę na dół. Potem było chodzenie od jednej kępki trawy do drugiej. Zdecydowanie pomogło. Wyluzował - koniec sesji, wygłaskanie konia, marchewka, zdjąć siodło i puszczam. Koń stoi i myśli... i lezie za tym człowiekiem, co czasem coś mądrego mówi i czasem nawet zdarza się, że niezłym szefem bywa.
No właśnie - niezłym szefem? Ostatnio mam wrażenie, że właśnie tak myśli o mnie chwilami ta mała, kochana, puchata kuleczka.
Kasia już wrzucała tego linka u siebie na blogu, ale strasznie mi się spodobało, bo idealnie pasuje do mnie i do Wiedźmina, więc wrzucę i tu :).
link
Problemy z zabraniem konia metr od stada? To naprawdę był problem? Aż tak nisko oceniał Wiesław moje bycie przywódcą?
Całe szczęście, że tfu, tfu odpukać na razie to przeszłość. Koń mi ostatnio pięknie zahamował na kantarze, pogoniony przez Rudzielca, aż się wzruszyłam. Już nawet nie wspominając o tym, ze zabawy w zeszłym tygodniu na lonżowniku były samotne, bez innych koni. Bać się czegoś? Po co? :)
Takiego go lubię :).