wtorek, 29 października 2013

Zdjęcia ;)

Obiecałam zdjęcia (niektóre z telefonu ze słabą jakością, ale nie mam innych), więc...

Ze starych:
pierwsze przewieszanie się przez Czarną - teraz jesteśmy na etapie łapania równowagi i "oprowadzanek" :).

Tak sobie wędrujemy z Wiesławem po okolicy ;).

I zdjęcia z piątku :)
Strasznie rozmazane zdjęcie, ale bardzo mi się podoba jak Wiesław tu biegnie :). Tak się właśnie bawimy z ziemi trochę :).

Czarnulka :)

Bryś :)

I wszystkie - zrobiły pokazową bieganine ;)

poniedziałek, 21 października 2013

Pierwszy test z góry ;)

Od 6 lat mam już Wiesława i od tylu lat, z przerwami, niezbyt regularnie, ale jednak, pracuję z nim. Całe szczęście, czym dłużej się znamy, tym lepsza jest nasza relacja, lepiej się ogólnie dogadujemy.

Ostatnio nadszedł czas pierwszego testu od bardzo, bardzo dawna. Testu czy ten człowiek siedzący tam u góry jest takim samym dobrym, sprawiedliwym szefem. W końcu czas najwyższy to sprawdzić (już nawet dwa krótkie odcinki kłusa w terenie pod człowiekiem zaliczyliśmy ;)). Nie wiem, ile z nim cierpliwie dyskutowałam. Ile razy zsiadałam, tłumaczyłam z ziemi i wsiadałam znowu. Całość trwała chyba z dwie/trzy godziny. Jak to często mam po takich burzliwych sesjach, nie wiedziałam czy koń będzie zadowolony z sesji po przemyśleniu sprawy czy nie.
Nie tylko on wszystko przemyślał. Ja też. Postanowiłam trochę się cofnąć, nie wymagać na następnej sesji uparcie tego, co z trudem udało mi się osiągnąć na poprzedniej. Za to skupiłam się na tym, żeby naprawić parę drobnych rzeczy, które przy okazji lekko się zepsuły. Wytłumaczyłam hucułowi, że bardzo fajnie, że chodzi pod człowiekiem, ale stanie pod nim też jest fajne. Nie musi ruszać natychmiast po zgarnięciu marchewki za piękne zatrzymanie się ;). Sprawiłam, żeby trochę więcej pomyślał, mniej łaził bez celu. W końcu dotarłam do miejsca, z którego poprzednim razem nie dało się ruszyć na tą straszną ścianę przy krzakach i... Koń spojrzał w tamtym kierunku i bez zawahania sam zaproponował mi, że pójdzie akurat tam. Zatrzymanie, marchewka, oznajmienie mu, że jest mistrzem i potem dużo wielkich żujów :). Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle żuł. Najwyraźniej pierwszy test z siodła udało mi się przejść pozytywnie ;).

I tak do mnie dotarł taki OBOP: coraz dalej w relacji, tym mniej testowania ze strony konia. Bo po co jest testowanie?
Żeby sprawdzić czy nowy człowiek się nadaje na szefa - dlatego na początku konie tak bardzo testują nowo poznanych ludzi.
Żeby sprawdzić czy ich znany już szef jest również dobrym szefem w innej sytuacji - np. gdy człowiek zaczyna wsiadać na "surówkę".
Lub gdy bardzo dawno nie robił z nim nic, co wymagałoby pokazania, że jest dobrym szefem - np. była bardzo długa przerwa w pracy i koń musi sprawdzić czy człowiek nadal jest szefem lub gdy po prostu mało się działo wymagającego posiadania szefa.

Wzięłam też po długiej przerwie Bryś na chwilę, żeby przypomniała sobie trochę. Dwadzieścia minut głównie przypominania, trochę energicznej zabawy i wracałam już z innym koniem. Gdyby była człowiekiem, po prostu jestem prawie pewna, że szeroko uśmiechnięta krzyczałaby: "Pracowałam! Jej! Pracowałam!". I z pewnością podskakiwałaby jak mała dziewczynka :D.
A niektórzy ludzie muszą walczyć z koniem.
Niektóre konie uczą się kuleć wychodząc na jazdę, bo tak bardzo chcą uciec jakoś od np. nudnego/bolesnego tłuczenia się po placu. A ja tego nie rozumiem. Wolę poświęcić trochę więcej czasu, robić wszystko wolniej i widzieć potem nasze konie przepychające się na pastwisku, bo to ON chce iść dziś popracować i pobawić się z człowiekiem. I taki koń zrobi potem dla Ciebie wszystko, bo chce.

Następnym razem postaram się pamiętać, żeby zabrać aparat do koniuchów, bo dawno zdjęć nie było ;).

wtorek, 8 października 2013

Hucuł stępowy ;)

Krótko Wiesławowo, bo projekt z Języków Programowania sam się nie zrobi ;).

Korzystam z jeszcze dość wolnego czasu i trochę pracuję z hucułem. Otóż hucuł wystawił mi ocenę pozytywną po ostatnich nieplanowanych galopach w terenie. Zarżał i przyleciał, zatem ewidentnie dostałam piątkę ;).

W związku z tym pracuję z nim dalej pod siodłem.

Przyjechałam na krótko, konie były jeszcze na pastwiskach, a na lonżowniku obok ujeżdżalni chodził ogr, dziko rżący na widok wiesławowego zadka (nie wiem czemu jak idziemy z kobyłami i z nim, to hucuła zadek wygląda dla niego najbardziej intrygująco ;)). Postanowiłam w związku z tym zmierzyć się pierwszy raz z trudniejszą, dłuższą ścianą. Założyłam, że ściana jest na tyle długa, że nie przejdziemy całej, więc poustawiałam pachołki na "przednim" odcinku ściany. Wsiadłam. Pięknie, wzorcowo przejechałam obok wszystkich pachołków zatrzymując się przy każdym. Siedzę i czuję, że Koniszcze pode mną lekko sztywne i intensywnie myśli. Postanowił. Niepewnie ruszył do przodu, zatrzymał się na chwilę pytając czy dobrze robi i ruszył.. do końca ściany.
Wiedziałam, że dostałam właśnie wielki prezent, więc doceniłam mojego mistrza świata i skończyłam całą sesję ;).

Następnym razem w terenie był bardzo spokojny, myślący i bardzo współpracujący. Zatrzymujący i ruszający na 1 fazę, niezależnie od tego czy Ruda przed nami szła czy stała.
Zatem zakończyłam pracę z postanowieniem wprowadzenia kontrolowanego kłusa z siodła, jeśli tylko będzie tak samo dobrze następnym razem :).

niedziela, 22 września 2013

Wakacje czas skończyć ;)

Człowiek, drapieżnik i koń, zwierzę uciekające. Tak czasami myślę, jak to w ogóle możliwe, że konie potrafią tak zaufać ludziom. Traktować ich jak inne konie, jak członków stada, a w zasadzie teoretycznie powinny przed nami uciekać.

Ostatnio dużo pracowałam z Wiedźminem, moim cudownym hucykiem. Pewnego dnia z siostrą postanowiłyśmy pokazać kucom dmuchaną halę, która pojawiła się u nas w stajni. Hala buczy, jest duża i straszna, a ma też potworne drzwi wydające dziwne dźwięki podczas otwierania i zamykania. Drzwi trzeba otworzyć, wejść z koniem do śluzy wielkości boksu, zamknąć jedne drzwi za sobą (jak nic wejść wprost do paszczy potwora ;)), otworzyć drugie - na hale. W środku jest dużo folii i innych podobnych zjadaczy koni :).

Postanowiłam nie spieszyć się z hucułem i nie wchodzić od razu na halę za to pracować luzem, na wolności. Koniu idzie za mną posłusznie do stracha i widzę jak bardzo musi walczyć ze sobą, żeby stać przy strasznych drzwiach, wydających straszne dźwięki. W każdej chwili może uciec, doskonale sobie zdaje sprawę, że nic go nie trzyma. A jednak. Stoi i skupia się na tym, żeby słuchać człowieka, tego strasznego drapieżnika, który mógłby go zjeść :). Wtedy właśnie wiem, że jak jestem z Wiesławem, to dla niego jestem bardziej koniem, przyjacielem, a nie strasznym koniożercą. I właśnie to uczucie sprawia, że tak bardzo uwielbiam pracować z końmi :).

Lubię pracować na wolności. Widzę wtedy kiedy zaczynam przepychać konia, kiedy przeginam z presją. Mam wtedy wrażenie, że bardziej rozmawiam z koniem, mniej krzyczę. Wiadomo na linię też staram się szeptać, używać jak najniższych faz, ale jednak to zupełnie co innego.

Tyle z takich ostatnich przemyśleń :). Ogólnie wsiadam już regularnie na Wiesława. Próbowałam jeździć pomiędzy rogami, ale ewidentnie był to dla niego za duży odcinek. Sam mi zaproponował pewnego razu, że pójdzie do pachołka, więc przejęłam jego pomysł i powoli rozszerzamy granicę, pachołki rozciągam coraz bardziej, a Wiesław wygląda jakby był bardzo dumny z siebie, że wie o co chodzi, że na nabranie energii trzeba ruszyć przed siebie, wziąć kolejnego pachołka za cel i przed pachołkiem na wypuszczenie energii trzeba się zatrzymać :). Ruszanie i zatrzymywanie na placu - piękne, na pierwszą fazę :). Na razie jeszcze krótkie odcinki, ale nigdzie się nam nie spieszy. Natomiast w terenie szedł ostatnio rewelacyjnie. Zatrzymania, jak Ruda przed nami jeszcze idzie, nie zawsze wychodzą, ale jest coraz lepiej. I tak jestem z niego bardzo dumna. Poza tym zaliczyliśmy pierwsze porządne spłoszenie się. Ruszyliśmy galopem, dojechaliśmy do Kasi i Rudej i stop. Zsiadłam, uspokoiłam go, potem jak już wyluzował wsiadłam jeszcze na chwilę w innym miejscu, żeby przypadkiem nie wpadł na pomysł, że płoszenie się to świetny sposób na pozbycie się człowieka z grzbietu :). Myślę, że dobrze zrobiłam, ale okaże się następnym razem.
Podsumowując, Wiesław jest ostatnio bardzo nastawiony na współpracę, widzę jak stara się panować nad emocjami i jak bardzo się zmienił przez... no właśnie, dzisiaj mija 6 lat od kiedy przyjechał do nas i od kiedy z nim pracuję :). Zdecydowanie jest to ZUPEŁNIE inny koń :).

Poza tym pracuję ostatnio więcej z Czarnulką. Obie uczymy się języka, którym się musimy porozumiewać i coraz lepiej nam to wychodzi. Zmieniło jej się bardzo podejście do pracy. Naprawdę jest to prawdziwy nieoszlifowany czarny diament :). Trochę pracy, serca i będzie naprawdę rewelacyjnym koniem z cudownymi, miękkimi chodami. Na nią też zaczynam powoli wsiadać, ale na razie jest na etapie oprowadzanek. Już zapomniałam jak koń na początku nie ma równowagi pod człowiekiem i tak śmiesznie "pływa" :).

Co do Brysieńki - jakoś ostatnio mam mało pomysłów co mogę z nią robić z ziemi, a niestety na grzbiecie ma ranę po operacji wycinania sarkoida, więc nie da rady na nią wsiadać.

Tyle z wakacji, wszystko z drugiego semestru udało się zaliczyć i za tydzień czas wrócić do roboty na uczelni ;).