Człowiek, drapieżnik i koń, zwierzę uciekające. Tak czasami myślę, jak to w ogóle możliwe, że konie potrafią tak zaufać ludziom. Traktować ich jak inne konie, jak członków stada, a w zasadzie teoretycznie powinny przed nami uciekać.
Ostatnio dużo pracowałam z Wiedźminem, moim cudownym hucykiem. Pewnego dnia z siostrą postanowiłyśmy pokazać kucom dmuchaną halę, która pojawiła się u nas w stajni. Hala buczy, jest duża i straszna, a ma też potworne drzwi wydające dziwne dźwięki podczas otwierania i zamykania. Drzwi trzeba otworzyć, wejść z koniem do śluzy wielkości boksu, zamknąć jedne drzwi za sobą (jak nic wejść wprost do paszczy potwora ;)), otworzyć drugie - na hale. W środku jest dużo folii i innych podobnych zjadaczy koni :).
Postanowiłam nie spieszyć się z hucułem i nie wchodzić od razu na halę za to pracować luzem, na wolności. Koniu idzie za mną posłusznie do stracha i widzę jak bardzo musi walczyć ze sobą, żeby stać przy strasznych drzwiach, wydających straszne dźwięki. W każdej chwili może uciec, doskonale sobie zdaje sprawę, że nic go nie trzyma. A jednak. Stoi i skupia się na tym, żeby słuchać człowieka, tego strasznego drapieżnika, który mógłby go zjeść :). Wtedy właśnie wiem, że jak jestem z Wiesławem, to dla niego jestem bardziej koniem, przyjacielem, a nie strasznym koniożercą. I właśnie to uczucie sprawia, że tak bardzo uwielbiam pracować z końmi :).
Lubię pracować na wolności. Widzę wtedy kiedy zaczynam przepychać konia, kiedy przeginam z presją. Mam wtedy wrażenie, że bardziej rozmawiam z koniem, mniej krzyczę. Wiadomo na linię też staram się szeptać, używać jak najniższych faz, ale jednak to zupełnie co innego.
Tyle z takich ostatnich przemyśleń :). Ogólnie wsiadam już regularnie na Wiesława. Próbowałam jeździć pomiędzy rogami, ale ewidentnie był to dla niego za duży odcinek. Sam mi zaproponował pewnego razu, że pójdzie do pachołka, więc przejęłam jego pomysł i powoli rozszerzamy granicę, pachołki rozciągam coraz bardziej, a Wiesław wygląda jakby był bardzo dumny z siebie, że wie o co chodzi, że na nabranie energii trzeba ruszyć przed siebie, wziąć kolejnego pachołka za cel i przed pachołkiem na wypuszczenie energii trzeba się zatrzymać :). Ruszanie i zatrzymywanie na placu - piękne, na pierwszą fazę :). Na razie jeszcze krótkie odcinki, ale nigdzie się nam nie spieszy. Natomiast w terenie szedł ostatnio rewelacyjnie. Zatrzymania, jak Ruda przed nami jeszcze idzie, nie zawsze wychodzą, ale jest coraz lepiej. I tak jestem z niego bardzo dumna. Poza tym zaliczyliśmy pierwsze porządne spłoszenie się. Ruszyliśmy galopem, dojechaliśmy do Kasi i Rudej i stop. Zsiadłam, uspokoiłam go, potem jak już wyluzował wsiadłam jeszcze na chwilę w innym miejscu, żeby przypadkiem nie wpadł na pomysł, że płoszenie się to świetny sposób na pozbycie się człowieka z grzbietu :). Myślę, że dobrze zrobiłam, ale okaże się następnym razem.
Podsumowując, Wiesław jest ostatnio bardzo nastawiony na współpracę, widzę jak stara się panować nad emocjami i jak bardzo się zmienił przez... no właśnie, dzisiaj mija 6 lat od kiedy przyjechał do nas i od kiedy z nim pracuję :). Zdecydowanie jest to ZUPEŁNIE inny koń :).
Poza tym pracuję ostatnio więcej z Czarnulką. Obie uczymy się języka, którym się musimy porozumiewać i coraz lepiej nam to wychodzi. Zmieniło jej się bardzo podejście do pracy. Naprawdę jest to prawdziwy nieoszlifowany czarny diament :). Trochę pracy, serca i będzie naprawdę rewelacyjnym koniem z cudownymi, miękkimi chodami. Na nią też zaczynam powoli wsiadać, ale na razie jest na etapie oprowadzanek. Już zapomniałam jak koń na początku nie ma równowagi pod człowiekiem i tak śmiesznie "pływa" :).
Co do Brysieńki - jakoś ostatnio mam mało pomysłów co mogę z nią robić z ziemi, a niestety na grzbiecie ma ranę po operacji wycinania sarkoida, więc nie da rady na nią wsiadać.
Tyle z wakacji, wszystko z drugiego semestru udało się zaliczyć i za tydzień czas wrócić do roboty na uczelni ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz