środa, 22 grudnia 2010

Zdjęcia :)

Miały byc zdjęcia, więc są :). Trochę późno, ale i tak jestem z siebie dumna, że wreszcie się zmobilizowałam :)

Jeszcze z wiosny:





Bryśka stwierdziła, że koń brudny to koń szczęśliwy :)








Nasz ulubiony kolec czyli wielce nieszczęśliwy koń :)




Co tam się dzieje? ;)



Podział na kwatery sobie zrobiły :)


Wypad na działkę do Radziejewa :)
W tle nasze genialne ogrodzenie, przez które nawet Wiesław nie przeszedł :)


Cztery grube tyłki :P
Orfik zwany Biszkoptem :)


straszny Wiedźmin :)


serek Campina :)


i wielka Brytania :)




Oczko Misława :)


"Co macie do picia?" :)


Miło mieć konie tuż za oknem :)






i piękne jeziorko obok :)


Artystyczna Ruda :)


Mieliśmy też mniejszego towarzysza, który się do nas przyplątał :)



I dużo jeszcze mniejszych towarzyszów :)


No i te mniej nasze konie:
Sekwanka :)


Kalinka


CDN... pewnie razem z relacją z szóstych urodzin mojego konia (ale on już się stary zrobił :P), które odbędą się w ten weekend :).

wtorek, 2 listopada 2010

Wracamy :)

I znowu przerwa, bardzo długa przerwa.
Dużo się działo w między czasie, szczególnie od sierpnia.
Zacznijmy od wyjazdu z końmi na działkę: Wiesław spisał się bardzo dobrze. Tam mnie zadziwił pierwszy raz. Spodziewałam się z powodu zmiany miejsca jakiś grubszych problemów, wyrywanie się i te sprawy. Mam chyba jeszcze uraz po przeprowadzce do Łapina, kiedy to chłopak był na tyle przestraszony wszystkim wkoło, że przy każdej niepewności odbiegał nic nie robiąc sobie ze sznureczka przyczepionego do ludzia na drugim końcu oraz robił to regularnie, nawet po kilka razy dziennie. A ludź wracał załamany i ze zdartymi do mięsa łapami do domu :). Tutaj było inaczej. Niesamowite jak konie się potrafią zmienić i starać dla człowieka. Koń mi się zrobił naprawdę boski, grzeczny jak aniołek, nie dyskutuje, nie wyrywa się. Tfu, tfu, tfu odpukać, żeby nie zapeszyć! :) Na pewno bardzo pomógł kolec. To jest nasze kolejne osiągnięcie, starałam się możliwie najmniej go używać i upiornie bałam się tego, że koń mi będzie źle kolec kojarzył, więc po każdym założeniu narzędzi tortur, Misław dostawał smakołyka. Co marchewki potrafią zrobić z koni :P. Okazało się, że koń bardzo polubił kolca, bo czuł się pewien przy mnie jak miał go w paszczy i nie miał z nim złych skojarzeń, a wręcz przeciwnie. Skutek jest taki: szanowny koń gdy tylko widzi kolec, nastawia uszy i mówi: “Załóż mi go!” :).
Niestety były minusy wyjazdu. Transport “do” był tragiczny, wszystkie koniuchy źle go sobie skojarzyły i z powrotem średnio chętnie wchodziły, a najgorsze było to, że posypały nam się Brysieńka i Wiesław oddechowo. Chwilami byłam naprawdę załamana jak Doktor powiedział, że Wiesław ma drobne początki COPD. Dużo nas kosztowało leczenie, nie tylko pieniędzy, ale i nerwów. I znowu tfu, tfu odpukać już jest dobrze. Obydwa czyste oddechowo.

Z tego powodu nie zabrałyśmy paszczurów naszych na kurs PNH, było dużo kombinacji, problemów. W końcu wyszło, że ja pojechałam z Kalinką na kurs, a reszta na słuchacza. Kurs mi BARDZO dużo dał :). Kalina była niesamowita i kochana, bardzo się z nią związałam na kursie. Po kursie dziewczynka pojechała do nowego domu, więc bardzo za nią tęsknię.

Po kursie wzięłam się za naukę Wiesława. Okazało się, że niczego go prawie uczyć nie muszę, bo jak ja mówię jaśniej, to moje kochane zwierze wszystko robi bez problemu :). Krótko po kursie nawet gdy weszłam na pastwisko i zawołałam: “Misiu! Misiu!”, to on wziął głowę do góry i z całej górki, z połowy pastwiska galopem do mnie :), wyglądało to tak jak w słynnym filmiku Honzy z Gastonem. Szczęka mi opadła do samego dołu :). Pobawiliśmy się wtedy w nocy trochę z siodłem na grzbiecie i wróciliśmy do domu. Rano następnego dnia w niedzielę okazało się, że konie nam uciekły. Byłyśmy w totalnej rozpaczy, biegałyśmy od wioski do wioski, tam gdzie ktoś je podobno widział. Wyobraźnia podsuwała straszne sceny z końmi wpadającymi na drogę i innymi podobnymi. To były jedne z gorszych w moim życiu godzin. Okazało się tymczasem, że informacje były złe, bo koni wcale nie było tam gdzie podobno miały być i czekały na nas u jakiś gospodarzy na podwórku. Na szczęście obyło się bez większych strat. Brysieńce nic się nie stało, Wiesław miał lekkie przetarcie włosów pod pęciną na jednej nodze i “z zarysowanym lakierem” na boku, czyli śladem, że otarł o jakąś gałąź, oraz lekką ranką, ale nawet nie do krwi. Najgorzej Orfik z Campiną, bo spuchły im po tym biegu nogi. Wszystkie oczywiście miały sklejone włosy od potu, który zdążył już wyschnąć podczas gdy my biegałyśmy jak głupie w te i z powrotem. Dobrze, że się to tak skończyło...
Teraz jak to zwykle bywa mamy na przemian górki i dołki. Raz koń mi wyraźnie daje do zrozumienia, że mu się nie podoba to co robimy, a czasem nie spodziewanie przylatuje z końca pastwiska :). W weekend mieliśmy sesje z siodłem, a czy mu się podobało okaże się jak następnym razem będziemy w stajni :). No i przy dołączeniu kolejnego konia do naszego stadka Misław naciągnął sobie trochę ścięgno w prawym zadzie, ale wcierki rozgrzewające mu dobrze robią :).

Mam trochę zdjęć, więc obiecuje je niedługo wkleić.
Przepraszam za nieobecność i postaram się poprawić :).

poniedziałek, 10 maja 2010

Wiosna! :)

Dawno nie pisałam, oj dawno :). Dużo się działo, ale napiszę tylko tak ogólnie co u koniuchów.

Campina i Orfik mają terapię nogowo-odchudzającą, więc dołączam się z Wiesławem, bo też tłuszczem mi chłopak ocieka :P. Głównie uczestniczymy w części spacerowej i widać już, że mało, ale trochę schudły, więc jak tak dalej pójdzie to może jest szansa je wyciągnąć z tej porażającej otyłości :). W związku z tym Wiesław chodzi grzecznie, w razie czego na kolcu i na razie podczas tych wszystkich spacerów raz się kolec przydał :). To i tak dobry wynik jak na niego :). Powoli normalne się robi już to, że jak się zestresuje i lata gdzieś luzem, to jak mnie zobaczy to przylatuje do mnie z miną "pomóż mi się uspokoić". Dumna jestem z chłopaka, wyraźnie nie myśli już kategoriami typu wyrwę się, mam cię gdzieś itp. :).

Brysiek, potrzebował ostatnio mojego wkurzenia się na nią, żeby zrozumieć, że po pierwsze trzyma się nogi, a nie nimi macha, a po drugie w circling się biega kłusem aż nie powiem przestań :). Poza tym hackamore od pana Podkowy zakupione, to będzie można ją przygotować do wsiadania :).

Na Kalinę ostatnio niestety znowu nie mam czasu, ale w ten weekend to już naprawdę muszę się z nią trochę więcej pobawić. Ogólnie dziewczynka robi się coraz fajniejsza, ale przez ostatnią przerwę w zabawach stanęła w rozwoju i nie ma się co dziwić :).

Co do Sekwany - dziewczynka ma prowizorycznie zrobione zadnie kopytka, ale teraz już na tyle ładnie podaje nóżki, że potrzebujemy faceta, który w odpowiednim momencie tylko lekko przytrzyma, w innym odpuści i kopytka będą zrobione :).
Oczywiście cały czas szukamy dla niej dobrego domu... mam nadzieję, że wkońcu dziewczynka go znajdzie, bo naprawdę na dobry dom zasługuje.
Co do zdjęć - nie mogę się zebrać, żeby porobić paszczurom zdjęcia, ale żeby się bardziej wiosennie zrobiło na blogu to dodam parę zdjęć kwiatków :)

tulipanki i żonkile...



...fiołek... :)


mój drapieżny storczyk :P


i naprawdę drapieżne, czyli owadożerne rosiczki :)



kwiatek muchołówki


i kotki..
Królewicz zwany Dresem :)



Królewicz zwany Kretem :)


i jego szanowna łapka :)


Dwa Królewicze :)


i Królewna zwana Felicją :)