wtorek, 2 listopada 2010

Wracamy :)

I znowu przerwa, bardzo długa przerwa.
Dużo się działo w między czasie, szczególnie od sierpnia.
Zacznijmy od wyjazdu z końmi na działkę: Wiesław spisał się bardzo dobrze. Tam mnie zadziwił pierwszy raz. Spodziewałam się z powodu zmiany miejsca jakiś grubszych problemów, wyrywanie się i te sprawy. Mam chyba jeszcze uraz po przeprowadzce do Łapina, kiedy to chłopak był na tyle przestraszony wszystkim wkoło, że przy każdej niepewności odbiegał nic nie robiąc sobie ze sznureczka przyczepionego do ludzia na drugim końcu oraz robił to regularnie, nawet po kilka razy dziennie. A ludź wracał załamany i ze zdartymi do mięsa łapami do domu :). Tutaj było inaczej. Niesamowite jak konie się potrafią zmienić i starać dla człowieka. Koń mi się zrobił naprawdę boski, grzeczny jak aniołek, nie dyskutuje, nie wyrywa się. Tfu, tfu, tfu odpukać, żeby nie zapeszyć! :) Na pewno bardzo pomógł kolec. To jest nasze kolejne osiągnięcie, starałam się możliwie najmniej go używać i upiornie bałam się tego, że koń mi będzie źle kolec kojarzył, więc po każdym założeniu narzędzi tortur, Misław dostawał smakołyka. Co marchewki potrafią zrobić z koni :P. Okazało się, że koń bardzo polubił kolca, bo czuł się pewien przy mnie jak miał go w paszczy i nie miał z nim złych skojarzeń, a wręcz przeciwnie. Skutek jest taki: szanowny koń gdy tylko widzi kolec, nastawia uszy i mówi: “Załóż mi go!” :).
Niestety były minusy wyjazdu. Transport “do” był tragiczny, wszystkie koniuchy źle go sobie skojarzyły i z powrotem średnio chętnie wchodziły, a najgorsze było to, że posypały nam się Brysieńka i Wiesław oddechowo. Chwilami byłam naprawdę załamana jak Doktor powiedział, że Wiesław ma drobne początki COPD. Dużo nas kosztowało leczenie, nie tylko pieniędzy, ale i nerwów. I znowu tfu, tfu odpukać już jest dobrze. Obydwa czyste oddechowo.

Z tego powodu nie zabrałyśmy paszczurów naszych na kurs PNH, było dużo kombinacji, problemów. W końcu wyszło, że ja pojechałam z Kalinką na kurs, a reszta na słuchacza. Kurs mi BARDZO dużo dał :). Kalina była niesamowita i kochana, bardzo się z nią związałam na kursie. Po kursie dziewczynka pojechała do nowego domu, więc bardzo za nią tęsknię.

Po kursie wzięłam się za naukę Wiesława. Okazało się, że niczego go prawie uczyć nie muszę, bo jak ja mówię jaśniej, to moje kochane zwierze wszystko robi bez problemu :). Krótko po kursie nawet gdy weszłam na pastwisko i zawołałam: “Misiu! Misiu!”, to on wziął głowę do góry i z całej górki, z połowy pastwiska galopem do mnie :), wyglądało to tak jak w słynnym filmiku Honzy z Gastonem. Szczęka mi opadła do samego dołu :). Pobawiliśmy się wtedy w nocy trochę z siodłem na grzbiecie i wróciliśmy do domu. Rano następnego dnia w niedzielę okazało się, że konie nam uciekły. Byłyśmy w totalnej rozpaczy, biegałyśmy od wioski do wioski, tam gdzie ktoś je podobno widział. Wyobraźnia podsuwała straszne sceny z końmi wpadającymi na drogę i innymi podobnymi. To były jedne z gorszych w moim życiu godzin. Okazało się tymczasem, że informacje były złe, bo koni wcale nie było tam gdzie podobno miały być i czekały na nas u jakiś gospodarzy na podwórku. Na szczęście obyło się bez większych strat. Brysieńce nic się nie stało, Wiesław miał lekkie przetarcie włosów pod pęciną na jednej nodze i “z zarysowanym lakierem” na boku, czyli śladem, że otarł o jakąś gałąź, oraz lekką ranką, ale nawet nie do krwi. Najgorzej Orfik z Campiną, bo spuchły im po tym biegu nogi. Wszystkie oczywiście miały sklejone włosy od potu, który zdążył już wyschnąć podczas gdy my biegałyśmy jak głupie w te i z powrotem. Dobrze, że się to tak skończyło...
Teraz jak to zwykle bywa mamy na przemian górki i dołki. Raz koń mi wyraźnie daje do zrozumienia, że mu się nie podoba to co robimy, a czasem nie spodziewanie przylatuje z końca pastwiska :). W weekend mieliśmy sesje z siodłem, a czy mu się podobało okaże się jak następnym razem będziemy w stajni :). No i przy dołączeniu kolejnego konia do naszego stadka Misław naciągnął sobie trochę ścięgno w prawym zadzie, ale wcierki rozgrzewające mu dobrze robią :).

Mam trochę zdjęć, więc obiecuje je niedługo wkleić.
Przepraszam za nieobecność i postaram się poprawić :).

1 komentarz:

Basia pisze...

Witam po przerwie! Co u Was słychać? Czy Wiesiek zarósł już grubym "pancerzem" zimowej sierści? ;)

Zazdroszczę Ci możliwości udziału w kursie; a na jakim poziomie byłaś?
Z niecierpliwością czekam na zdjęcia!

Pozdrawiam i życzę wesołych świąt!
B.Greatowa