niedziela, 27 grudnia 2009

Wiesław, Bryś i nowy koń do zabawy :)

- Wiesław, wiesz co... - spytałam
- taak? - popatrzył na mnie z zaciekawieniem i uszkami postawionymi do przodu
- tak pomyślałam, że wiesz...my oboje w zasadzie nie lubimy okrążania i chyba trzeba by się tym wreszcie zająć na porządnie... - Misław stulił uszy i spojrzał obrażony
- ... - odpowiedział
- ale każda gra jest bez sensu jak nie sprawia przyjemności, prawda?
- no - baknął
- więc tak myślę, że można by ją wzbogacić o jakieś nagrody, tak troszeczkę, żeby...
- nagrody? znaczy SMAKOŁYKI?! - uszy od razu poleciały do przodu
- chyba tak..ale tak troszczkę!
- dobra, dobra...już kocham okrążanie!

...a potem było już tylko lepiej :). Najlepiej było jak Miś wpadł na pomyśł, żeby, już po zdjęciu liny, jak zaczęłam szukać długiej liny (która jest jeszcze biała, a leżała na śniegu), zacząć mnie okrążać. Tak, łaził wokół mnie co jakiś czas zmieniając przy tym kierunek i zasłaniając mi wizje na linę, której szukałam. Śnieg, śnieg, śnieg, zad, śnieg, śnieg, śnieg zad. :)
Co po za tym? Biedaczek się tak stęsknił za zabawami, że lina nie jest mi do niczego potrzebna, mam takie przyciąganie, że nie narzekam ;). Na przykład przechodziliśmy i biegaliśmy sobie dzisiaj na wolności przez gigantyczną kałużę na naszym pastwisku. Na poczatku był trochę niepewny, ale nie potrzebował liny by sie przekonać, a typowo dla siebie jak już się przekonał do wody, to już robił w niej wszystko o co tylko go poprosiłam. Bardzo sie przykleja, chętnie się bawi, wspaniale współpracuje, a czasem proponuje aż za dużo :).

Co Bryś? To samo oczywiście. Przykleja się i patrzy co robi Wiesław, jak się z nim bawię, po czym robi to samo i cała szczęśliwa podchodzi z miną: "popatrz, ja też zrobiłam!" :). W dodatku zachowuje się bardzo energicznie i stwierdzam, że to jest wreszcie koń, który czuje się dobrze i nie jest zarobaczony, nic jej nie boli. Najwyraźniej potrzebuje tego tak częstego odrobaczania.
Paszczaki są naprawdę cudowne :).

Co do spraw "fizycznych" - wet zalecił, żeby nie bawić się na twardym i miękkim, więc zostaje nam tylko pastwisko albo spacerki. W związku z tym trzeba zorganizować na pastwisko jakieś drągi, opony, beczki itp. rzeczy, bo brakuje jak się człowiek chce pobawić z koniem dręczycielem, który nie chce przestawać :).

No i wyjaśniam o co chodzi w temacie. Koleżanka - Ania od Orfika, który chodzi z naszymi na pastwisko, przygarnęła klaczkę, kasztankę, z chorymi trzeszczkami. Nie ma dla niej teraz zbytnio czasu, a ponieważ jest to introwertyk, to stwierdziłam, że chętnie się z nią pobawię czasem. Dzisiaj pierwsza sesja - w boksie, króciutka z ćwiczeniem głaskania po szyji. Ma z tym dość duży problem, od razu się odwraca zadem, tupię tylną nogą w miejscu i macha ogonem. To jest to co lubię robić :). Cierpliwie podejść, dużo spokoju, przybliżania i oddalania.

No i Kalinka (inaczej Kali - ładniejsze zdjęcia będą jak nie zapomnę wziąć aparatu do stajni):




Bryś - "zobaczcie jaka jestem śliczna" :)



..i Wiesław "a ja ładnie wyglądam jak tak trzymam główkę nad najwyższym dragiem?"



no i Sekwana z towarzystwem - bez kantara, bo wzięłam do prania (nie wytrzymałam i słusznie - trzy czarne miski były z niego)
od lewej: Stella (siostra od strony ojca), Sybeliusz, Sauron czy jak mu tam (tyle było wersji, że się pogubiłam), Sekwana i mama Sekwany - Saba

wtorek, 8 grudnia 2009

Krótko i BARDZO pozytywnie :)

1. Wiedźmin sprawdzany przez weta - nie kuleje! W ogóle! :)
W dodatku mniej ciągnie zadami i wyciąga ładnie giry. Co poza tym? Strzałki wyglądają coraz lepiej, wszystkie 4 mu się poprawiają, a zady najbardziej. :)

2. Sekwana - nie sądziłam, że napisze coś jeszcze o niej, a tym bardziej pozytywnego. Przyszła dzisiaj do Kasi na pastwisku i kazała się drapać. Heh, ona jest cudowna. Szukamy dla niej teraz dobrego, nowego właściciela. Zobaczymy, może się uda. Jeszcze nic nie mówię, żeby nie zapeszyć :).

Co do jej zachowań - cóż okazuję się, że Sekwana na pastwisku i Sekwana w boksie to inny koń. Na pastwisku już wcześniej zauważyłam ze dziwieniem, że nie miała problemów z pogłaskaniem zadów, nie tuliła uszu itd. W boksie czuje się osaczona, zamknięta z drapieżnikiem w małym pomieszczeniu, stąd te wszystkie dziwne dla niej zachowania. Straciła trochę wiarę w człowieka, ale nie jest tak źle jak myślałam, naprawdę wystarczy trochę pracy i będzie to cudowny koń..


Podsumowując:
Wiedżmin i Campina nadają się do lekkiej pracy, więc trzeba ruszyć ich grube tyłki wreszcie :). Bryś ma pobraną krew, a to oznacza, że jeszcze trochę i obydwie dziewczynki będą miały swoje paszporty. Nareszcie :).
Sekwana dalej jest na pastwisku tym samym, kochającym źrebaczkiem, który jest po prostu cudowny. W boksie myślę, że parę sesji i problemu nie będzie ;). Bardzo pozytywnie...

niedziela, 15 listopada 2009

Lucek ;) Sekwanka ;(

Dosyć sporo się pozmieniało, choć nie w sprawie Wiedźmina i Brytanii. Lucyfer miał lekki problem z wejściem, ale podeszłyśmy do niego raczej na zasadzie habituacji, a ponieważ to mały kucor lekko podpychany z tyłu wszedł. Zresztą miał trudniej niż poprzednio, bo była noc, ciemna przyczepa, w dodatku wiedział, że to jest ta winda przenosząca w inne miescje, a nie miałyśmy 10h na przybliżanie i oddalanie, a na tyle się zapowiadało ;). Tak więc też naturalnie, ale raczej bardziej bym powiedziała jak Monty Roberts, a nie Pat Parelli. Dotarł na miejsce zadowolony, podobno już wywalcza sobie odpowiednie dla niego miejsce w stadzie - stratuje na przywódce ;).

Dlaczego pisze o Sekwanie? Bo nie będzie tu już o niej pewnie ani słowa. Stwierdziłam, że ciężko mi to zrobić, ale muszę zamknąć oczy i nie zwracać uwagi na tego konia. Poprostu inaczej psychicznie bym nie potrfiła wytrzymać. Co mnie do tego skłoniło? A to, że ostatnio poszłam sobie do niej, a koń próbował mnie ugryźć przy pogłaskaniu po szyji..cóż wiem dlaczego to robi - to było ewidentnie zachowanie ze strachu. Trochę ciepła, miłości i spokoju i wszystko by znowu wróciło.. ale nie. Ja tego już jej robić ni będę. Co naprawię, wszystko psują właściciel, kowal i ogólnie cała reszta ludzi, którzy się nią zajmują oprócz mnie. Zdałam sobie sprawę, że robiąc coś z nią, zwiększając jej zaufanie do człowieka robię jej tylko krzywdę, bo potem przyjdzie jakiś palant, przyłoży jej tarnikiem w brzuch, huknie na nią raz czy drugi i wszystko legnie w gruzach, a nawet następnym razem będzie mniejsza szansa, że zaufa jakiemuś człowiekowi po raz kolejny. Za każdym następnym razem jest tylko gorzej..a prosiłam o informacje jak kowal będzie miał przyjechać, prosiłam parę razy..informacji brak..Dowiedziałam się, że był, jak się zapytałam dlaczego ona się tak zachowuje, kto jej dotykał w międzyczasie. Oczywście jak zawsze dostałam odpowiedź: "był kowal, nie było tak źle, nawet grzeczna była". Z innych źródeł wiem jak było naprawdę, zresztą Sekwana mi to wyraźnie powiedziała. Cóż, jak nie wiem w dodatku gdzie trafi, jaki będzie jej los potem..wolę już ją zostawić w spokoju. Tak będzie lepiej dla mnie, dla innych, którzy się nią zajmują (przynajmniej będzie widać, że robią źle, choć nie wiem czy zdadzą sobie z tego sprawę), ale przede wszystkim dla NIEJ. Bo to jest dla mnie najważniejsze.


teraz sobie tylko czasem zadaję pytanie - gdzie jest ten koń, który przybiegał do człowieka, nigdy nie kładł uszu, podawał wszystkie nogi na wolności, bez niczego, dawał sie wszystkim dotykać? gdzie jest ten koń anioł i co z nim ludzie zrobili?





Sekwana: zawsze, ale to zawsze będziesz dla mnie tym 4 miesięcznym, radosnym, grzecznym źrebaczkiem i taką Cię właśnie będę pamiętać...

środa, 11 listopada 2009

Lucyferek - aniołek :)

Luckowo, bo jutro Lucek jedzie do swojego nowego domu i będę go pewnie widzieć duuużo rzadziej.
Byłyśmy dzisiaj w stajni, więc poszłam po Lucyferka na pastwisko, a konie były hen, hen daleko ;). Spodziewałam się jakiś problemów z zabraniem go od stada i przyprowadzeniem samego, bez innych koni, takiego kawałka. Natomiast Lucyferek bardzo mnie zaskoczył (nie pierwszy raz ostatnio). Imię Lucyfer już tu średnio pasowało. Lucander szedł niezwykle grzecznie, bez prostestów, skupiając się na mnie i starając się nie wybuchnąć i rżał sobie tylko troszkę od czasu do czasu ;). Na pastwisku podszedł z pięknie postawionymi uszkami, więc dostał kawałek chlebka w nagrodę..W stajni umycie nóżek i zrobienie kopytek oraz wyczyszczenie. Mam nadzieję, że nie zrobi wstydu i nie wytarza się jutro ;P. Ogólnie jak tak siedziałam sobie koło niego jak Kasia robiła mu kopytka, a on sobie jadł sianko to naszły mnie wspomnienia luckowo-wakacjowe..
Ten koń, mimo że praktycznie nie ruszany (sama obsłyga, parę zabaw, na więcej nie było czasu) zmienił się naprawdę niesamowicie. Myśli prawie non stop czy nie chodzi o coś przypadkiem, poza tym uszy są prawie przez 100% czasu do człowieka postawione, nie macha giczołkami przy robieniu kopytek..jest poprostu niesamowity! W dodatku jak przypomnę sobie pierwsze odrobaczanie - ogólna masakra i porównam z ostatnim, gdzie podeszłam ze strzykawką, a on jak ją zobaczył to sam ją sobie do pyska wpakował...Nawet nie sądziłam, że się tak zwiążę z tym małym Lucyferkiem ;) no i.. nie chce mi się wierzyć, że to przez mniej niż pół roku prawie nic nie robienia :).
Mam nadzieję, że nie będzie problemu z zapakowaniem jutro do przyczepki. Trzymajcie kciuki za tego aniołka :).

wtorek, 22 września 2009

Brysiowo, Sekwaniątkowo...

Jak zwykle jakiś czas temu coś tam zdążyłam napisać, ale wkleić to już mi się nie chciało, więc wklejam teraz ;):

Ogólnie mało czasu, bardzo mało czasu..
ale co robię w tym nielicznym wolnym czasie? Siedzę w stajni rzecz jasna ;). A ostatnio nawet udało się trochę pobawić..z Brysiątkiem, na wolności ;). Miała dobry humor - nie miała rui (bo podczas rui jest potworna, ma focha i już ;D), więc skorzystałam. Głownie bawiłyśmy się w bieganie i przebieganie przez takie mini przeszkódki (na dwóch oponach). Może wyjaśnię dlaczego - otóż Bryś jak to Bryś ma w zwyczaju zawsze przechodząc przez LEŻĄCEGO drąga STĘPEM zahaczyć choć jedną nóżką - a najczęściej dwie nóżki nie trafiają i lądują akurat tak, że drążek leży w innym miejscu niż leżał ;D. Tak więc stwierdziłam, że sobie pobiegamy przez coś wyższego - najpierw był problem pt:"a ja przebiegnę sobie obok", ale biegałyśmy i biegałyśmy aż Brys przebiegł przez drążka - "Taaak, super koń!" i chwila zostawienia konika w spokoju. Potem jak to nam wychodziło zaczęłyśmy zwracać uwagę na to jak konik przebiega i co? na końcu Brysiander chyba pierwszy raz w życiu nie zahaczył ani jedna nogą drąga leżącego na dwóch oponach i to kłusem ;D. Oczywiście wydrapanie za wszystkie czasy, pochwały i spokój aż do sprowadzania ;). Co robiłyśmy poza tym? A jako bardziej ambitne stwierdziłam, że jak koń taki współpracujący to sprawdzimy czy pamięta to co kiedyś tam robiłyśmy na linie - przestawianie zadku ze strefy 5 na lekkie pukanie carrotem i cofanie ze 4 ;). Z cofaniem było parę zgadywanek, ale wkońcu Bryś sobie przypomniał i wykonał polecenie z miną "pamiętam!". O przestawianiu zadku już nawet nie mówię - tym mnie Bryś bardzo miło zaskoczył.

Co poza tym o Bryśce? - dostałyśmy już jakiś czas temu zaliczenie L1! ;D Niestety nie ma tego na czym najbardziej mi zależało czyli co mamy poprawić, ale sam papierek też podnosi trochę na duchu ;). Zdrowotnie - Bryś jest w takiej formie w jakiej chyba nigdy nie była. Piękna, błyszcząca sierść, brzuch i zadek lekko zaokrąglony, nie trójkątny z wystającymi żebrami i ogólnie tfu, tfu odpukać jest super.
Co do innych koni - Wiesław dalej kuleje, raz mniej raz bardziej, nie ma tragedii, ale cały czas boje się tu pogonić, tam czegoś wymagać..
A Lucyfer stał się aniołkiem ;).
Sauronem się juz nie zajmuję trochę przeniosłam się Sekwanę - moją ulubioną fryzkę, którą znam od źrebaka i sama ją dużo nauczyłam jak była małym śmiesznym źrebaczkiem ;).

Co do teraz:
Ogólnie pozytywnie, choć nie chcę zapeszyć, więc an temat zdrowia dużo nie powiem - powiem tylko tyle, że Wiesław dalej kuleje aczkolwiek jest duuża poprawa po lasero i krio terapi. Myślimy pozytywnie - może nawet uda się w przyszłym roku na ten kurs wybrać i może będą koniuchy zdrowe ;).
Poza tym jeśli chodzi o Wiesława to obijamy się trochę, czasem coś na korytarzu stajni porobimy, ale mimo wszystko jakieś postępy robimy, malutkie, ale robimy. W dodatku szacunek się wbrew pozorom ostatnio u nas trochę poprawił (choć trzeba przyznać, że i tak lezy i kwiczy ;)), a i Wiesław już drugi raz w jego skromnym życiu, cichutko zarżał jak mnie zobaczył, a ja oczywiście myśłałam, że wylecę na księżyc z zachwytu :P. Z nowości, których się ostatnio nauczyliśmy można napewno wrzucić prowadzenie za nogę - działa do przodu na przednich łapkach bezbłędnie, więc idziemy dalej i bedzimy ćwiczyć też zady ;).
Co do Bryśki - jak nie ma rui to pracuję się z nią naprawde coraz lepiej - więcej myśli, reaguje na lżejsze sygnały, natomiast jak ma ruje, to lepiej nic z nią nie robić. Cóż.. nie obwiniam jej za to za bardzo, wiem jak to jest :).
Lucek tylko cały czas zaskakuję mnie swoją zmianą na lepsze - zero kładzenia uszu na człowieka, cudowne miny, myslenie, szacunek do człowieka i poprostu jest cudowny. Strzykawka z bobfrutem jest już zaakceptowana ;).
Sekwana - ona mnie męczy teraz potwornie, koń który podawał nogi jak aniołek w wieku pół roku teraz kopie i jest problem ze zrobineiem tylnych kopyt.. sprawdziłam i okazało się, że samo dotknięcie nogi, poniżej stawu kolanowego jest problemem - znaczy powodem jest strach :(. Trochę już poćwiczyłam delikatnie głaskanie nogi, ale wciąż nie mam dla niej czasu, a wiem, że jak kowal przyjedzie to nie będzie się z nią certolił i jedynę co zrobi to przywali tarnikiem w brzuch i popsuje całą moją pracę. W dodatku Sekwanka jest na sprzedaż i wiem, że i tak nie mam zbytnio wpływu na to kto ją kupi, a bardzo bym chciała, żeby trafiła w dobre ręcę, a najlepiej do jakiegoś naturalsa. W końcu jako maleństwo nauczyłam ją ustępowań i myślenia, a to jest bardzo przydatne dla naturalsa. Podejście do człowieka ma super, nie próbuje przestawiać człowieka i nie raz przybiegała do ludzi galopem na pastwisku z nastwionymi uszkami i z miną: "pobaw się ze mną". Nigdy nie była uczona jedzenia z ręki, więc najlepszą nagrodą jest poprostu podrapanie i zabawa, a w zabawie od razu szuka rozwiązań. Jedynym jej problemem jest własnie podawanie nóg, a znając tego konia wiem, że po paru sesjach spokojnego głaskania nogi, a potem delikatnego uczenia podawania przypomniałaby sobie, jak to trzeba robić..powiedzmy 10 dni bardzo na spokojnie załatwiłoby sprawę - już po 3 sesjach mogę wygłaskać jej nogi i nie ma z tym problemu, jeszcze tylko powoli poćwiczyć podawanie nóg.
Niestety jak myślę o niej to jakoś tak dziwnie się czuję, jestem związana emocjonalnie z tym koniem, więc jeśli znacie kogoś kto chciałby młodą śliczną fryzkę to byłabym wdzięczna za odzew.

No i sekwaniątko - brudne, ale szczęśliwe :):

Tu ze swoją pierwsza miłoscią - oczywiście Sekwana to ta po lewej ;)

I jako 4 miesięczny źrebak:

Jak widać nie miała problemów z podawaniem nóg :)

I mamusia:


(dla zainteresowanych mam więcej zdjęć ;))

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Nie ma mnie ;)

Przepraszam Was, ale niestety musicie uzbroić się w cierpliwość. Najpierw wyjechałam na obóz, teraz dniami i nocami będę siedzieć w stajni. Przez ten czas nieobecności wszędzie (na wszystkich forach i blogach) mi się porobiły zaległości, a zwyczajnie w świecie przy takiej pogodzie nie chce mi się siedzieć przed kompem ;). Przepraszam Was jeszcze raz i zaraz zmykam do naszych ogoniastych. Tak w skrócie tylko - Bryś się ma coraz lepiej, Wiesław kuleje cały czas tak samo, a Ruda teraz się trochę poprawiła. Poza tym przyjechała moja ukochana Sekwana, która sobie mnie - człowieka, który zapoznał ją z ludźmi w wieku 4 mies., powoli przypomina. Tak dla wyjaśnienia zajmowałam się nią trochę jak była źrebakiem, potem wyjechała "na pastwiska" (czyli w miejsce gdzie konie dziczeją ;}), teraz wróciła, ma rok z haczykiem, wyrosła, wypiękniała i oczywiście nie mogę się powstrzymać przed małymi zabawami z nią na nowo zdziczałą + trochę niechętną do człowieka. To na tyle. Jeszcze raz przepraszam i zmykam ;).

poniedziałek, 13 lipca 2009

Co do Brytanii - dostała trzy dni temu Equimaxa i kupy zrobiły się już prawie normalne co sugerowało by, że problemem były tasiemce..i żeby tak było, bo mam już dosyć tego całego szukania co to może być. Zwierzątko teraz tfu, tfu odpukać czuje się dobrze, dużo energii ma, jest wesoła..no i te kupy - wreszcie nie biegunka.





Wiedźmin - mało mam na niego czasu, więc chłopak się trochę zapomniał ostatnio. Za to mamy super przyciąganie, chyba takie jak nigdy, za to przywództwa brakuje ;]. Niby wakacje, a nie ma czasu..



Lucek - robi się chłopak coraz bardziej cywilizowany. Potrafi się prawie zawsze zatrzymać z człowiekiem, nie pcha się totalnie, mogę mu złapać lekko paszczę i nie ma: "AAA!! Ratunku!! Ktoś chce zjeść moją głowę!", szybciej zaczyna myśleć, częściej myśli i w ogóle zaczynamy się dogadywać. Dwa razy był już nawet kompany, trzeci raz myte tylko nóżki..i ogólnie chłopak czuje się już dużo pewniej w nowej stajni i zauważa, że ktoś tu próbuje być alfą i nie pozwala się przestawiać, więc raz mnie już straszył majtnięciem nogą w moją stronę, ale wybiłam mu szybko ten pomysł z głowy ;). Jeszcze stwierdziłyśmy, że trzeba będzie mu umyć głowę, bo ma brudną, ale nie mam pojęcia jak to zrobić przy koniu, który na pierwszej sesji mycia z węża latał jak szalony, a w dodatku ma duuuży problem z friendly paszczy ;).




Sauron - tego chłopaka jeszcze nie znacie. Otóż w stajni mamy w tej chwili 4 źrebaki. Dwa fryzy i dwa NN (ogier uciekł i sobie pokrył klacze ;P). Jednym z fryzów jest źrebaczek Sauron. Urocze małe stworzonko, które najbardziej mi się spodobało. Mamusia dzikuska, więc to sprawy nie ułatwia. Nie da się do niej na pastwisku podejść i pogłaskać. Ostatnio mały podszedł, a mama podeszła niepewnie za małym, więc potraktowałam ją jak konia surowego i delikatnie podrapałam. Była bardzo zdziwiona i potem się gapiła przez płot na mnie jak sobie poszłam ;).
Za to mały robi postępy ogromne. Na początku się cieszyłam jak w boksie gdy kucałam podszedł i powąchał mi rękę. Teraz na pastwisku jeśli nie podejdzie się jak drapieżnik to on podchodzi i zaczyna mnie skubać ;P na co ja delikatnie sugeruję mu, że ja nie koniecznie lubię takie podgryzanie i drapie go po kłebie ;). Teraz mamy wyzwanie - jutro muszę podać mu odrobaczanie..bobofrut napewno pójdzie do tego ;).



Więcej zdjęć będzie jak uda mi się załadować z moim genialnym ineternetem czyli mogą być późnooo..;)

poniedziałek, 29 czerwca 2009

po Brysieidę

Jutro jedziemy po Brysieidę. Trzymajcie kciuki, żeby transport przebiegł bezproblemowo ;).

czwartek, 18 czerwca 2009

Wiesław nosi torebkę ;P

Znalazłam jakiegoś straego posta, więc wklejam:

Krótko. Ostatnio do nas do stajni przyjechał Lucek, nasz znajomy kucor. Właściwie jestem z nim dość mocno związana, bo widziałam go kilka godzin po urodzeniu się i byłam przy pierwszym puszczeniu na dwór itp., itd...




Chłopak jest kulawy na prawy przód, więc przejściowo (bo Lucek jest u nas przez wakacje, może miesiąc, dwa dłużej) mamy 3/4 koni kulawych na prawy przód ;]. Bryśka tylko się nam uchowała (tfu, tfu odpukać), ale z nią mamy za to problemy brzuchowo-kolkowe..
Moim zadaniem jest trochę wychować Lucyferka, a juz widzę, że nie będzie to proste. Nawet na sznurkowym kantarku ciągnie bardzo mocno jak zechce sobie akurat pójść, ale nie ma tyle siły, żeby się wyrwać. Poza tym on jeszcze nie wie, że ma do czynienia ze specjalistką od wyrywających się koni ;P. Konisko wywerkowane, umyte, obcięty ogon, popsikany na wszoły i ma się super.



Kilka pierwszych lekcji przeprowadzonych (było trochę żucia i ziewania), puszczony na chwilę z Bryśką, potem dzień cały sobie z Wiesławem pochodził...tak, pochodził, bo super się dogadywały wyłączając to, że Lucolowi cosik się w głowie pomieszało i próbował mi kryć biednego Wiesława, który nie wiedział co z tym zrobić, próbował kwiczeć, kopać go, biegał, a ten tam za nim na dwóch nogach. Stwierdziłam, że następnego dnia jak mnie nie będzie w stajni to nie można ich razem puszczać, bo mi zamęczy dureń konia, tym bardziej, że świetnie zadziałała strategia: pasą się, pasą, a jak ten zaczyna na niego skakać to pogonić kawałek. Kilka razy wystarczyło i był później, przynajmniej przy mnie, spokój.

Co do tematu - któregos razu założyłam Miśkowi torebkę (bo nic innego nie miałam pod ręką) i Wiesław poszedł ze mną na tym pasku od toreki do stajni, mimo że Bryśka poszła w inna stronę ;D.
No i jeszcze Rudej ogon ;P


I Pan Orfik ;)


I około tydzień temu urodzona źróbka ;D

środa, 27 maja 2009

zaległe zdjęcia

Maj. Właściwie koniec maja...jeszcze trochę i nastanie to, o czym marzą wszyscy uczniowie. Za każdym razem jak przyjeżdżam ostatnio do stajni i jest ładna pogoda wyobrażam sobie jak to za ten krótki czas będzie fajnie. Całe dnie w stajni, całe dnie przy Wiesławie. Dużo czasu dla naszych koniowatych...
To już niedługo. Wytrzymam.


A teraz trochę zaległych zdjęć, bo zdjęć z 18 kwietnia (kiedy to Wiesław z Campiną się pożarły albo właściwie Wiesław z Orfikiem pożarły Campine..):

Wiesław z Orfem - dwa kulawce (mam nadzieję, że niedługo będą znów chodzić razem)









A tu Brysieida kończąca dwa latka




No i zdjęcia z tej niedzieli - jak widać na Wiesława muszą być 4 nitki pastucha z prądem, bo przez 4 bez prądu przechodził (w dodatku profesjonalnie - nie naruszając pastucha ;))


Brysiander ;)


Na trawce - zady ;D


Wiesław





Bryś z mamą ;D




Poszłyśmy z nimi na trawkę i przy okazji kilka zadań dla Wieśka było. Ogólnie mam wrażenie, że Wiesław jest teraz szczęśliwy, że wychodzi (wkońcu wcześniej długo stał w boksie), bo współpracuje bardzo. Najbardziej zadowolona byłam jak przecofał mi się przez wąską bramkę i nie dawał żadnych sygnałow typu grzebanie nogą, przestawianie zadka, że nie chce się tam cofać ;).

Pozdrowienia od Wiesława ;P

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Dawno temu w...stajni ;P

Ogólnie trochę się pozmieniało. Aktualnie Wiedźmin chodzi na małe, inne pastwisko z Bryśka, bo przy stadzie przesadził i trochę mu powróciła kulawizna. Trochę - w kłusie kulał, już nie w stępie. Niestety bardzo dawno już się z Wiesławem nie bawiłam, ciągle jak przyjeżdżamy to trzeba np. pastwisko posprzątać, Bryśce w boksie kupy wybrać, a na dodatek jeszcze ta kulawizna..cały czas się boję, żeby nie przeciążyć tej jego nogi.

Mam jeszcze trochę zdjęć fajnych, ale przy tym internecie...

Poza tym znalazłam jakiegoś starego posta, którego pisałam jak Wiesław wyszedł z całym stadem na pole:

Święta..



oczywiste jest, że w święta trzeba pojechać na chociaz trochę do stajni, prawda? Tym bardziej jak jest taka pogoda, a jest zdecydowanie wiosenna..
W sobotę poszłam po Bryśke, a ponieważ dawno się z nią nie bawiłam, umyłyśmy kopytka (konie mają w jednym miejscu na pastwisku potworne bagno, a poźniej wracają z nogami w błocie po nadgrastki), wzięłysmy szczotki i poszłyśmy zrzucać zimową sierść na trawce.



Tak sobie siedziałyśmy na trawce aż do sprowadzania, bo wtedy Brysia stwierdziła, że: "aaa!! konie schodzą galopem z pastwiska, to jest straszne!" i zaczęła się gapić, rżeć i chyba aż jedno kółeczko zrobiła wokół koleżanki, która ją wtedy przytrzymywała w razie czego. Tak więc pobiegłam po Bryśkę i chwilkę ją "powracałam na ziemie". Jak już się trochę uspokoiła (a w międzyczasie był bunt Bryśki - potworny, mający mnie przestrszyć lekki tup! przednią noga ;P) wzięłam ją do stajni, oczywiście przejścia stęp, stój, cofanie zdziałały cuda jak zawsze - Bryś się uspokoił do reszty i poszłyśmy jeszcze chwilę potowarzyszyć Kasi z Campiną, bo Rudzielec miał trudne zadanie do wykonania. Potem do stajni i koniec.
Niedziela - poszłyśmy na pastwisko i..



Bryś ;)


Bryś (w trakcie sikania) z Matrixem ;)


Wiesław na pastwisku lata, biega i walczy o klacze ;P
a na poczatku nie pozwalał nikomu do Bryśki podejść


i biega..


..biega..



a tu chciał przegonić jednego z wałachów (Chonsa), ale ostatecznie zrobił coś dziwnego - podszedł z miną: "Won!", odwrócił się zadem, a jak Chonsu się nie przesunął, Wiesław się zdziwił i zaczął cos dziwnego odstawiać - nie rozumiem o co mu chodziło..;P


i zrezygnowany-nie udało się przestawić ;)


konie tez widać, że wiosne poczuły, bo biegają i się bawią. Tu tradycyjne "podnieś nogę" - łapanie za kasztana ;)


potem wzięłam Brysieidę, wyczyściłam ją i poszłam się z nia chwilkę pobawić - czysta długo nie była...




dla mnie jest niesamowite jak wielkim stresem dla Bryśki jest cofanie się na drąga, Wieśkowi to aż takiego porblemu nie robi, a ona jak się ją choć przez chwilkę trochę mocniej pcha później się introwertyzuje..
no i oczywiście ziewanie obowiązkowe ;)


potem jeszcze na chwilę na trawkę, bo przez ujeżdżalnie schodziły konie. Wiesław widać, że już sobie lepszą pozycje w stadzie wywalczył niz miał przed kontuzją, bo chodzi za dominującą klaczą i tuż za nią, drugi wychodzi z pastwiska..



Jeszcze doszłam do wnisku z Kasią, ze fajnie, że Bryśka jest taka wolna i taka spokojna i zupełnie inna niż Wiesław i Ruda (które też są oczywiście inne), bo jak mma ochotę się "wolno" pobawić borę Bryśke i przyjemnije mi się bawi z takim koniem, natomiast jak chce jakiegoś bardziej energicznego konia, z większym impulsem i bardzije sterownego konia to ja biorę Wieśka, a ona Rudą. Konie są szczęśliwe i ludzie są zadowoleni ;)