Luckowo, bo jutro Lucek jedzie do swojego nowego domu i będę go pewnie widzieć duuużo rzadziej.
Byłyśmy dzisiaj w stajni, więc poszłam po Lucyferka na pastwisko, a konie były hen, hen daleko ;). Spodziewałam się jakiś problemów z zabraniem go od stada i przyprowadzeniem samego, bez innych koni, takiego kawałka. Natomiast Lucyferek bardzo mnie zaskoczył (nie pierwszy raz ostatnio). Imię Lucyfer już tu średnio pasowało. Lucander szedł niezwykle grzecznie, bez prostestów, skupiając się na mnie i starając się nie wybuchnąć i rżał sobie tylko troszkę od czasu do czasu ;). Na pastwisku podszedł z pięknie postawionymi uszkami, więc dostał kawałek chlebka w nagrodę..W stajni umycie nóżek i zrobienie kopytek oraz wyczyszczenie. Mam nadzieję, że nie zrobi wstydu i nie wytarza się jutro ;P. Ogólnie jak tak siedziałam sobie koło niego jak Kasia robiła mu kopytka, a on sobie jadł sianko to naszły mnie wspomnienia luckowo-wakacjowe..
Ten koń, mimo że praktycznie nie ruszany (sama obsłyga, parę zabaw, na więcej nie było czasu) zmienił się naprawdę niesamowicie. Myśli prawie non stop czy nie chodzi o coś przypadkiem, poza tym uszy są prawie przez 100% czasu do człowieka postawione, nie macha giczołkami przy robieniu kopytek..jest poprostu niesamowity! W dodatku jak przypomnę sobie pierwsze odrobaczanie - ogólna masakra i porównam z ostatnim, gdzie podeszłam ze strzykawką, a on jak ją zobaczył to sam ją sobie do pyska wpakował...Nawet nie sądziłam, że się tak zwiążę z tym małym Lucyferkiem ;) no i.. nie chce mi się wierzyć, że to przez mniej niż pół roku prawie nic nie robienia :).
Mam nadzieję, że nie będzie problemu z zapakowaniem jutro do przyczepki. Trzymajcie kciuki za tego aniołka :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz