poniedziałek, 21 października 2013

Pierwszy test z góry ;)

Od 6 lat mam już Wiesława i od tylu lat, z przerwami, niezbyt regularnie, ale jednak, pracuję z nim. Całe szczęście, czym dłużej się znamy, tym lepsza jest nasza relacja, lepiej się ogólnie dogadujemy.

Ostatnio nadszedł czas pierwszego testu od bardzo, bardzo dawna. Testu czy ten człowiek siedzący tam u góry jest takim samym dobrym, sprawiedliwym szefem. W końcu czas najwyższy to sprawdzić (już nawet dwa krótkie odcinki kłusa w terenie pod człowiekiem zaliczyliśmy ;)). Nie wiem, ile z nim cierpliwie dyskutowałam. Ile razy zsiadałam, tłumaczyłam z ziemi i wsiadałam znowu. Całość trwała chyba z dwie/trzy godziny. Jak to często mam po takich burzliwych sesjach, nie wiedziałam czy koń będzie zadowolony z sesji po przemyśleniu sprawy czy nie.
Nie tylko on wszystko przemyślał. Ja też. Postanowiłam trochę się cofnąć, nie wymagać na następnej sesji uparcie tego, co z trudem udało mi się osiągnąć na poprzedniej. Za to skupiłam się na tym, żeby naprawić parę drobnych rzeczy, które przy okazji lekko się zepsuły. Wytłumaczyłam hucułowi, że bardzo fajnie, że chodzi pod człowiekiem, ale stanie pod nim też jest fajne. Nie musi ruszać natychmiast po zgarnięciu marchewki za piękne zatrzymanie się ;). Sprawiłam, żeby trochę więcej pomyślał, mniej łaził bez celu. W końcu dotarłam do miejsca, z którego poprzednim razem nie dało się ruszyć na tą straszną ścianę przy krzakach i... Koń spojrzał w tamtym kierunku i bez zawahania sam zaproponował mi, że pójdzie akurat tam. Zatrzymanie, marchewka, oznajmienie mu, że jest mistrzem i potem dużo wielkich żujów :). Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle żuł. Najwyraźniej pierwszy test z siodła udało mi się przejść pozytywnie ;).

I tak do mnie dotarł taki OBOP: coraz dalej w relacji, tym mniej testowania ze strony konia. Bo po co jest testowanie?
Żeby sprawdzić czy nowy człowiek się nadaje na szefa - dlatego na początku konie tak bardzo testują nowo poznanych ludzi.
Żeby sprawdzić czy ich znany już szef jest również dobrym szefem w innej sytuacji - np. gdy człowiek zaczyna wsiadać na "surówkę".
Lub gdy bardzo dawno nie robił z nim nic, co wymagałoby pokazania, że jest dobrym szefem - np. była bardzo długa przerwa w pracy i koń musi sprawdzić czy człowiek nadal jest szefem lub gdy po prostu mało się działo wymagającego posiadania szefa.

Wzięłam też po długiej przerwie Bryś na chwilę, żeby przypomniała sobie trochę. Dwadzieścia minut głównie przypominania, trochę energicznej zabawy i wracałam już z innym koniem. Gdyby była człowiekiem, po prostu jestem prawie pewna, że szeroko uśmiechnięta krzyczałaby: "Pracowałam! Jej! Pracowałam!". I z pewnością podskakiwałaby jak mała dziewczynka :D.
A niektórzy ludzie muszą walczyć z koniem.
Niektóre konie uczą się kuleć wychodząc na jazdę, bo tak bardzo chcą uciec jakoś od np. nudnego/bolesnego tłuczenia się po placu. A ja tego nie rozumiem. Wolę poświęcić trochę więcej czasu, robić wszystko wolniej i widzieć potem nasze konie przepychające się na pastwisku, bo to ON chce iść dziś popracować i pobawić się z człowiekiem. I taki koń zrobi potem dla Ciebie wszystko, bo chce.

Następnym razem postaram się pamiętać, żeby zabrać aparat do koniuchów, bo dawno zdjęć nie było ;).

Brak komentarzy: