poniedziałek, 29 września 2008

Siodłanie i chęć wyrwania się

Wczoraj wzięłyśmy konie z pastwiska po czym poszłam z Kasią na ujeżdżalnie, żeby pomóc jej przy wsiadaniu. Wiedźmin został na ten czas w boksie i byłam z niego dumna - stał grzecznie w boksie. Pierwszy raz nie walił w drzwi boksu przednią nogą ani nic, a jak przyszłam to jadł sianko. Weszłam do boksu a tu przywitała mnie mina: "o jesteś jak fajnie, teraz mnie zabierzesz, prawda?". Tak więc wzięłam go, wyprowadziłam ze stajni i poszliśmy na trawkę za stajnią. Trochę go popasłam z przerwami na oderwanie od trawy i poproszenie o coś (tak apropo chody boczne z prawej strony wychodzą mu dużo lepiej, a z lewej cały czas zdarza mu się, że coś mu się miesza, ale jest coraz lepiej). Następnie stwierdziłam z Kasią (która była z Rudą na trawie razem z nami), że zobaczymy jak z siodłaniem Wieśka (Wiedźmina). Wzięłyśmy podkładkę pod siodło i pożyczyłam siodło Rudej. Wieśkowi na początku to nie przeszkadzało. Pokazałam mu to siodło, zarzuciłam na niego, a on dopiero po chwili zaskoczył, że to siodło na nim leży. Zrobił minę: "o nieee!! A ja już myślałem, że wy jesteście inni niż wszyscy ludzie!" Po chwili przy dopinaniu popręgu okazało się, że Wiedźmin tego nie akceptuje (taa, a podobno był wstępnie zajeżdżony). Tak więc ćwiczenia: podpinamy popręg, jak Wiesiek staje, odpuszczamy. W końcu stwierdziłam, że z liną będzie wygodniej, więc zdjęłam siodło, już idę po Brysiową line, która leżała w trawie kawałek dalej i patrze a tu Wiesiek w szczura mi się zmienił i coś mu uszy wcięło. Stwierdziłam: "o nie! do Pani nie będziesz tulił uszu!" i cofanie, odstawianie zadu, nawet przodu, takie żeby się postarał i jak uszy szły do przodu to przerywałam. Zadziałało, odechciało mu się wściekać. Jednak stwierdziłam, ze to wstępne zajeżdżenie naprawdę musiało mu się nie podobać, jeśli wkurzył się aż tak przy sprawach siodłowych. A tak jak zdarzało mu się różne rzeczy robić tak w takim stopniu położonych uszu u niego nigdy nie widziałam. Skończył z tuleniem uszu to poszliśmy po linę po drodze kłusując, stając i cofając się sprawdzając cały czas czy uszy są na miejscu. Wzięłam line i zaczęłam robić ćwiczenia ze ściskaniem go. Skończyłam na tym, że dał się ścisnąć dwa razy pod rząd i się nie ruszył. Później jeszcze trochę pasienia i stwierdziłam, ze przypomnimy sobie okrążanie. Wzięłam się za zwiększenie ilości do kółka i trochę, bo po kółku zawsze się zatrzymywał. Na koniec przeszedł całe kółko, nie zatrzymał się, przeszedł jeszcze kawałek i go przywołałam. Później znów w nagrodę trochę pasienia. Po czym oderwałam go od trawy chcąc jeszcze raz przećwiczyć okrążanie. Zdarzyłam go cofnąć i zaczęły obok schodzić konie. Zwykle gdy schodziły konie był z Rudą, ale była jedna różnica i chyba to go nakręciło - zwykle jadł, a teraz był "oderwany" od trawy i lepiej widział i się skupiał na tym, że konie schodzą na kolacje. Na Rudą przestał zwracać uwagę, włączyła mu się myśl: wyrwać się, więc zaczęłam go cofać i odstawiać zad (standardowy zestaw na odlatującego Wieśka) wszystko ładnie działało, po chwili zaczął oglądać się i nie skupiał się na mnie, więc mu przypomniałam: "hej! jestem tu, skup się na mnie". W pewnym momencie myśl wyrwać się się zwiększyła, ale mu się nie udało. Pilnowałam, żeby chłopak był cały czas paszczą do mnie, a fala go skutecznie wryła w ziemie. Po chwili uspokoił się, był pod pełną kontrola, więc idziemy spokojnie do stajni, ale takim tempem jak ja chcę. Zatrzymałam się - grzecznie zatrzymał się ze mną, sprawdzenie czy cofa się równie chętnie jak idzie od przodu - jest ok. Kilka razy po drodze taki test i po chwili opuścił jeszcze swoją szlachetną (ostatnio kowal pomylił go z Brytanią i wymigiwał się, że Wiesiek ma szlachetną główkę ;)), huculską główkę i ze spokojem weszliśmy do stajni. Czyli ogólnie misja udana. ;)
Teraz ogólne przemyślenia: co do siodłania - mam nadzieję, że ten próg "nie lubię tego" jest niezbyt wysoki, bo na razie jak patrze na niego z dołu to wydaje mi się potwornie wysoki, ale nic..zobaczymy. Wiem, że to ich zajeżdżanie wstępne niby "naturalne" było zdecydowanie dla niego nie miłe, więc mam teraz kolejne wyzwanie przed sobą. A obawiam się, że przekonanie Wieśka do czegoś proste nie będzie.
Co do wyrywania się: mam wrażenie, że w tej chwili mogłabym nawet opanować Wieśka na pastwisku w momencie kiedy konie by schodziły, mogłoby to proste nie być, ale chyba następnym razem jak Kasia zostanie z Rudą to ja też zostanę. Jestem bardzo ciekawa czy dam sobie rade nawet w takim momencie. Jest jeden plus, najgorsze co Wiesiek może zrobić to właśnie wyrwać się. Nie odważył by się w tej chwili zrobić niczego innego. Mam wrażenie, że ostatnimi czasy zdobyłam u niego sporo szacunku. W każdym razie trzeba myśleć pozytywnie.

No i jestem ciekawa czy przez rok się wyrobimy i damy rade pojechać jesienią na kurs L2 u Danka z Wiedźminem i Campina. W każdym razie do roboty trzeba się wziąć, ale nic na siłę - nie uda się to trudno.

Wkrótce obiecuję wkleić zdjęcia z wczoraj. ;)

Brak komentarzy: