Wiesław dostał bananową lizawkę (która wygląda jakby ją obgryzał leciutko, ale nigdy go jeszcze na tym nie przyłapałam) i worek na sianko, żeby sobie jakoś wydłubywał sianko i się nie nudził.
Ogólnie dostał już jeden zastrzyk do stawu (na głupim jasiu i się nam przewracał, też ciekawie było..), a czekają go jeszcze podobno dwa (po każdym zastrzyku dwa tygodnie odstępu). Po zastrzyku trzy dni noszenia "papucia" z bandaża, żeby mu się to nie zasyfiło. Teraz chyba następny zastrzyk będzie miał w ten czwartek, może środę lub piątek..
W każdym razie teraz zaczyna mu już zarastać futerko na kopytku, a jeszcze trochę i będzie miał znów golone ;P. Poza tym widać, że kopytko jest przebarwione od jodyny (miał ten "papuć" z jodyną).
A dzisiaj? Wet już wcześniej pozwolił "bardzo delikatny spacerek z szerokimi zakrętami", więc zdecydowałam się zabrać paszczaka na trawkę. Jak się spodziewałam energii to on nabrał przez ten czas ;]. Mało jadł, więcej się kręcił, furczał, a jak wracaliśmy to normalnie caplował :P. W dodatku udawał przy tym araba - ogon odstawił, szyję ustawił i furczał :P. Jeśli chodzi o nasze relacje to jestem z niego dumna - energia go naprawdę rozsadzała, a jednak był cały czas ze mną, zatrzymywał się ze mną, cofał, starał się jakoś nie odlecieć w siną dal.. ;) A poza tym przyszedł nowy koń, więc dodatkowo jeszcze dodało mu to energi. Jeszcze jakiś rok temu podejrzewam, że po takim czasie stania w boksie kopyta by latały we wszytskie strony nie zważając czy ja jestem po dordze. ;)
No to zdjęcia z trawki - "Drągiiii!!"
Nawet chwilę jemy
Później oczywiście wzięłam Brysiaczka, bo Wiesław już się i tak nie dokońca "z szerokimi zakrętami" nachodził. Z Bryśkiem bardzo przyjemnie się bawiło. Na początku trochę pochodziłyśmy sobie po zabawkach - a to kopnij piłkę, a to postaw girkę na pieńku, a to przejdź między beczkami (Brysiek uparcie atakował beczki nogą i średnio do niej trafiało, że ma TYLKO przejść pomiędzy ;)), a to slalom między oponami i jeszcze parę innych. Następnie do tego dodałyśmy okrążanie - long range w lewą stronę. Skończyłyśmy jak po raz pierwszy się nie zatrzymała przy mijaniu mojego lewego ramienia czyli zrobiła jakieś pół kółka i ją przywołałam. Później odkryłam, że nie działa zbytnio bardziej wymyślne friendly - oczywiście zarzucanie stringa na grzbiet działało, ale z nogami był już lekki problem, a długo trzeba jej było tłumaczyć zanim zroumiała, że jak człowiek jest rozluźniony i wali carotem w ziemie obok i przed nią to trzeba stać. Było dużo dawania jej czasu, bo zamykała się przy tym łatwo i przy okazji narobiłam zdjątek:
Bryś introwertyk :P
artystyczne ;)
grzywka ;)
Brysiander ;P
oczko z długimi Brysiowymi rzęsami ;)
i widać, że był stresik, bo ziewamy i pokazujemy ząbki dwu latka ;)