Tak jak w temacie. Wiesław ma stwierdzone skręcenie stawu kopytowego, więc stoimy w boksie już ponad 2 tygodnie.. a będzie chyba jeszcze około 6 tygodni. :/
Wiesław dostał bananową lizawkę (która wygląda jakby ją obgryzał leciutko, ale nigdy go jeszcze na tym nie przyłapałam) i worek na sianko, żeby sobie jakoś wydłubywał sianko i się nie nudził.
Ogólnie dostał już jeden zastrzyk do stawu (na głupim jasiu i się nam przewracał, też ciekawie było..), a czekają go jeszcze podobno dwa (po każdym zastrzyku dwa tygodnie odstępu). Po zastrzyku trzy dni noszenia "papucia" z bandaża, żeby mu się to nie zasyfiło. Teraz chyba następny zastrzyk będzie miał w ten czwartek, może środę lub piątek..
W każdym razie teraz zaczyna mu już zarastać futerko na kopytku, a jeszcze trochę i będzie miał znów golone ;P. Poza tym widać, że kopytko jest przebarwione od jodyny (miał ten "papuć" z jodyną).
A dzisiaj? Wet już wcześniej pozwolił "bardzo delikatny spacerek z szerokimi zakrętami", więc zdecydowałam się zabrać paszczaka na trawkę. Jak się spodziewałam energii to on nabrał przez ten czas ;]. Mało jadł, więcej się kręcił, furczał, a jak wracaliśmy to normalnie caplował :P. W dodatku udawał przy tym araba - ogon odstawił, szyję ustawił i furczał :P. Jeśli chodzi o nasze relacje to jestem z niego dumna - energia go naprawdę rozsadzała, a jednak był cały czas ze mną, zatrzymywał się ze mną, cofał, starał się jakoś nie odlecieć w siną dal.. ;) A poza tym przyszedł nowy koń, więc dodatkowo jeszcze dodało mu to energi. Jeszcze jakiś rok temu podejrzewam, że po takim czasie stania w boksie kopyta by latały we wszytskie strony nie zważając czy ja jestem po dordze. ;)
No to zdjęcia z trawki - "Drągiiii!!"
Nawet chwilę jemy
Później oczywiście wzięłam Brysiaczka, bo Wiesław już się i tak nie dokońca "z szerokimi zakrętami" nachodził. Z Bryśkiem bardzo przyjemnie się bawiło. Na początku trochę pochodziłyśmy sobie po zabawkach - a to kopnij piłkę, a to postaw girkę na pieńku, a to przejdź między beczkami (Brysiek uparcie atakował beczki nogą i średnio do niej trafiało, że ma TYLKO przejść pomiędzy ;)), a to slalom między oponami i jeszcze parę innych. Następnie do tego dodałyśmy okrążanie - long range w lewą stronę. Skończyłyśmy jak po raz pierwszy się nie zatrzymała przy mijaniu mojego lewego ramienia czyli zrobiła jakieś pół kółka i ją przywołałam. Później odkryłam, że nie działa zbytnio bardziej wymyślne friendly - oczywiście zarzucanie stringa na grzbiet działało, ale z nogami był już lekki problem, a długo trzeba jej było tłumaczyć zanim zroumiała, że jak człowiek jest rozluźniony i wali carotem w ziemie obok i przed nią to trzeba stać. Było dużo dawania jej czasu, bo zamykała się przy tym łatwo i przy okazji narobiłam zdjątek:
Bryś introwertyk :P
artystyczne ;)
grzywka ;)
Brysiander ;P
oczko z długimi Brysiowymi rzęsami ;)
i widać, że był stresik, bo ziewamy i pokazujemy ząbki dwu latka ;)
8 komentarzy:
Biedny Wiesio, współczuję. Chociaż są nawet jasne strony tej sytuacji - możecie spędzać razem więcej "undemanding time" ;)
Trzymamy z Bułaną kciuki za szybki powrót Wiedźminka do zdrowia :)
A kim jest ów Brysiek? Twój drugi koń? ;)
Pozdrawiam, u nas nowe zdjęcia.
B. Greatowa
noo..to napewno ;) chociaż przy okazji przybyło nam trochę rzeczy do "poprawki". Naprzykład zrobiły nam się wątpliwości po zastrzykach do osób przychodzących z czymkolwiek. Ostatnio przeraził się jak przyszłam z maścią przeciwgrzybiczą, jak masowałyśmy mu gulkę po zastrzyku to za każdym sięgnięciem do szyji było odsuwanie się z miną: "teraz już napewno będzie zastrzyk!", więc dużo friendlujemy, ćwiczymy sobie z nóżkami itp. itd.
dziękujemy, mam nadzieję, że Wasze kciuki nam pomogą ;)
Brysia (tak naprawdę Brytania, a jest wielka ;)) to koń mojej mamy, a ponieważ mama sobie średnio radzi z wychowywaniem Brysiątka, więc ja się z nią bawię. Ostatnio stwierdziłam, że ponieważ Wiedźmin przechorowuje mi cenny czas, wezmę się za Bryśke i zdam z nią L1, a na kurs L2 we wrześniu już z Wiesławem pojadę ;).
Hej!
Czy możesz napisac od kogo kupiłas Wiedzmina?
Jasne ;)
Wólka Pracka pod Warszawą - podaję stronę: http://www.rutowie.waw.pl/
;)
Jeszcze co do Wiedźmina - kopytko zimne, nie kuleje, więc teraz dwa tygodnie codziennych spacerków i na pastwisko jak wszystko będzie nadal ok.
O, to ambitne macie plany odnośnie kursów. Chciaż mam wątpliwości, czy zdawanie L1 ma teraz sens z powodu Patternów i tego całego parellowskiego zamieszania, w którym, przyznam szczerze, pogubiłam się zupełnie.
Ja również planuję zaliczać, ale na starym systemie, gdzie ukończony poziom był jakąś nobilitacją. Teraz, gdy zdawać można wybiórczo patterny, podchodzenie do egzaminu traci dla mnie sens - niepotrzebne mi parafki zaznaczane przez Berniego na kawałku papieru - zachowanie Bahamy jest dla mnie najlepszym testem i świadectwem mojego savvy (lub jego braku ;)
A jak czuje się Wiedźmin? Wszystko dobrze z kopytkiem?
Pozdrawiam. U nas notka :)
Hmmm..ale chyba już nie można na staro zaliczać z tego co mi się wydaje..;]
Pewnie, że sam papier nic w zasadzie nie daje. Ja właściwie głównie chcę zaliczać dlatego, że:
1. Będe miałą jakąś drobną satysfakcje (i mam wrażenie, że ten papier mnie bardziej zmotywuje do pracy)
2. Z papierem mogę bez problemu uczestniczyć w kursie L2, a bez by było ciężko..
Poza tym L1 jest i tak tylko "on line" w tej chwili...;)
Co do Wiedźmina - kopytko ok i spacerujemy cały czas. Przedwczoraj było cudeńko, chodził w nocy z nami po ujeżdżalni, raz się tylko spłoszył, naprawdę byłam z niego dumna. Natomiast wczoraj miał chyba kryzys - światło zapaliłyśmy na ujeżdżalni i te cienie były przerażające, ogólnie było to czego nie lubię, czyli można powiedzieć walka..godzinę go męczyłyśmy, ale oczywiście skończyłyśmy jak już wyluzował, żeby najlepsze było na wierzchu. Nie powiem, czułam się taka stresowo-psychicznie zmęczona wczoraj wieczorem. Nie lubię się wogóle "kłócić" z żadnym z koni, a szczególnie z nim-charakternikiem jednym..;P
Hmm... Co prawda na kotach jeszcze Naturalu nie stosowałam, ale wiem, że to z pewnością działa na psy :) Nawet Parelli na którymś z pokazów demonstrował jak psiaki stają dęba itp.
Czyżbyś bawiła się ze swoim kotowatym w siedem gier? Jak Wam w takim razie wychodzi circling? (myślę, że najtrudniejsza dla kota zabawa) ;)
Hehe..nie, siedmiu gier jako takich nie uczę, ale te same zasady - przybliżanie i oddalanie itp. ;D Nie raz robiłam friendly z jednym naszym jednym z trzech kotów (prawopólkulowy ekstrawertyk) i działa super. Poza tym stosuje 4 fazy: np. 1.ej! 2.(imię kota)! 3.podniesienie kapcia, bluzy lub czegoś innego co jest pod ręką 4.rzut w kota. Działa świetnie. Wszystkie nasze trzy praktycznie prawie zawsze reagują na pierwszą ;P
Prześlij komentarz