czwartek, 15 stycznia 2009

Kopytnie i przemyśleniowo ;)

Nic ciekawego albo raczej dużo ciekawego, ale nie dla końskiej psychiki. :P W ten weekend Kasia zaczęła robić kopytka Wiedźminowi. Dlatego tym razem głównie zdjęcia, bo nie ma zbytnio co pisać. ;)

Więc..
artystyczne Wiedźminowe kopytko na tle drzewek. Strasznie mi się to zdjęcie podoba:


Kretuś podczas przerwy w zabawie z łańcuchem zabranym brutalnie z choinki:


I mój jeden z ulubionych kwiatków - fiołek:



I naszło mnie na rozmyślania ostatnio jak pojechałam do stajni i sobie stałam obok Wiesława. To fakt - dużo to to konisko nie umie, ale właściwie przecież nie o to chodzi. Te zabawy są po to, aby uzyskać porozumienie z koniem..itp. itd. A jak widzę jak Wiedźmin się zmienił w stosunku do mnie. Nawet patrzy na mnie inaczej. No i można porównać jego przychodzenie do człowieka. Jak przyjechał (dokładnie pamiętam, mam taki obrazek w głowie - to było tydzień po jego przyjeździe) to nie uciekał - nie, on nigdy nie uciekał, ale udawał, że człowieka nie widzi, robił jego słynna minę numer pięć ("nie podoba mi się, ble, ble, ble!") i poprostu szedł sobie gdzieś. Gdzieś jakoś nie wiadomo dlaczego znajdowało się zawsze od człowieka. Przynajmniej na początku. Teraz, gdy ma dobry dzień jak tylko mnie zobaczy to leci do mnie kłusem z takiej odległości, że w życiu nie marzyłam, żeby Wiedźmin przybiegał do mnie po nawet nie półtoraroku. On! Nie Brysia albo inny koń, ale on. On i jego charakterek, on i jego wieczne nastawienie do człowieka na be. Już nie mówiąc o tym, że zafascynowało mnie ostatnio jak mu się zmieniło nawet podejście do innych koni, do zabawek. Ostatnio ciągle jak przychodzi jakiś nowy koń to słyszę, że Wiesław leci od razu do niego z nastawionymi uszkami go poznać, a nigdy tego nie robił. Był ciągle nadąsany i ustawiony na nie. A zabawki? Jaki sie paszczaty i zabawowy zrobił. Przecież te jego pomysły z przybieganiem do mnie dwa razy, bo przecież za przybiegnięcie jest marchewa, wycieranie szczotką podłogę, branie w zęby hula-hopa i też wycieranie o podłogę. Zrobił mi się dużo bardziej lewopólkulowy ekstrawertyk niż był zawsze. Zawsze był potwornym lewopólkulowym introwertykiem grającym na nosie...
To tyle z moich przemyśleń - przemyślenia pozytywne, ale muszę się czasem popocieszać, że idzie w dobrym kierunku. ;)

Brak komentarzy: