poniedziałek, 5 stycznia 2009

Wreszcie śniegowo ;D

Happy birthday to you! Happy birthday to you! Happy birthday dear Wiedźmin!! Happy birthday to you!
Tak w Sobotę były czwarte urodziny Wiesława. Z tej okazji Wiesław dostał mesz własnej roboty i zaprosił na niego klaczuchy. Wszystkie dwa zjadły tylko wybrzydzającej Brysieńce nie podchodziło. Od czwartego miesiąca jest na dobrych paszach, więc się nam rozpaskudziło Brysiątko. ;)
Tak więc Brysia zjadła trochę, a resztę dojadł po niej Orfik, który nie narzekał z tego powodu. ;)
Później było Kasiowe kowalowanie z Brysieidą, a Wiesław powiedział mi, że on chce zostać troszkę w boksie i pojeść sianko. Stwierdziłam, że jego urodziny, więc jak chce to niech sobie troszku posiedzi w boksie. Troszku się rozciągnęło i później Wiesław domagał się wyjścia z boksu. Jak wyszliśmy był mocno energiczny i zły na cały świat, ale sam tego chciał. Wyraźnie mi to powiedział. ;) Po chwili już wyluzował i poszliśmy na chwilkę na trawkę. I wtedy zaczęły schodzić konie z pastwiska, a on znów zapragnął dostać się do boksu i miło mnie o tym poinformował, bo zrobił: "iik.." z majtem głową i patrzył błagalnie w stronę koni. Cóż byłam mile zaskoczona, że użył tego poinformowania mnie, a nie bardziejszego - wyrwania się. Tak więc poszliśmy sobie spokojnie do stajni. Oczywiście po drodze sprawdzając czy koń idzie luźno i jest pod całkowitą kontrolą. Nie zastanawiał się nawet nad tym czy się zatrzymywać i czy ładnie się cofać, więc uznałam, że należy mu się nagroda. Został w boksie, a ja tym czasem udałam się na trawkę za stajnią, gdzie znalazła się wielka niebieska piłka, ulepszony model carrota - z balonami na końcu, pachołki i wielka, przerażająca, czarna folia. Pobawiłam się trochę z Brysią, a następnie pomogłam Pauli od Gwiazdy z oswajaniem jej z przerażającą piłką i balonami. A później stwierdziłam, że Wiesław na pewno już znowu chętnie wyjdzie z boksu i wzięłam lekko przerażonego Wiesława. Bardzo uprzejmie poszedł za mną aż na tył stajni czasami zatrzymując się i przyglądając się czemuś tam daleko, które na pewno chciało go zjeść. Bo jak powszechnie wiadomo cosie gdzieśtam są Wiedźminożerne. :P Nie ważne...w każdym razie bohatersko dotarliśmy na aż tył stajni i w wolnych chwilach podjadając trawkę zaczęliśmy się zapoznawać z cosiami koniożernymi. Balony raczej nie zrobiły na Wiesławie wrażenia, bo zapoznaliśmy się z nimi już w poprzedniej stajni, tak samo pachołki nie robiły na nas wielkiego wrażenia, bo jaki normalny Wiedźmin boi się pachołków? ;) Piłkę także umieściliśmy na koniu, przepchnęliśmy pod koniem i koń się tym nie przejął. Największe wrażenie zrobiło na nim kozłowanie, ale i to nie było potworne. Najgorsza była folia. Ona jest z pewnością koniożerna. Ostatecznie skończyliśmy na pacnięciu kopytkiem kilka razy i skończyliśmy. Później wróciliśmy do boksu, zjedliśmy prezent od Pauli gwiazdowej (kilka marchewek i jabłuszek) i pożegnaliśmy się. ;D Tyle jeśli chodzi o Sobotę.
a w niedziele..koń mi oznajmił, że zdecydowanie poprzedni dzień mu się podobał i bez zachęcenia jak mnie zobaczył ruszył stepem i bez zachęcenia pokłusował kawałek. W dodatku było to ze sporej odległości. Przeszedł do stępa dopiero na grudzie przed wejściem, więc zdecydowanie zasłużył na marchewę. Tego dnia był w humorze rozrabiającym. Zobaczyłam to jeszcze przed wejściem na pastwisko jak widziałam jak się bawi z innymi końmi. Gryzł perszeronkę w zadek (ale on śmiesznie przy niej taki mały wyglądał) i to samo robił z Brysiem + dodał jeszcze skakanie na nią. :P
W każdym razie wzięłyśmy konie na spacerek, bo dużo czasu nie było. Daleko nie doszliśmy, ale i tak było bardzo ciekawie. Wszystkie trzy koniuchy się nakręciły i Wiesława najbardziej przerażał człowiek w białej kurtce na polu. Przejeżdżające obok różne dziwactwa nie były takie straszne jak człowiek na polu. W końcu czemu ten człowiek szedł po polu? Normalni ludzie chodzą po drogach - podejrzane..W każdym razie dawno go tak spiętego nie widziałam. Wyglądał kapitalnie. Ogon odstawił, szyja wyżej już chyba nie mogła być i ten wzrok skierowany na podejrzanego ludzia. Swoją drogą nie wiem czemu, ale go stresuje każdy ruch na otwartych przestrzeniach. Wszystkie największe strachy są zawsze gdzieś na polu. Jak coś jest na drodze to nigdy nie tak straszne jak na polu. Hmm..how interesting. Jakieś lęki przed nieograniczonymi przestrzeniami? Ruda i Brysia też się nakręciła, więc razem uspokajałyśmy kunie. Dwa kroki, stop, do tyłu, dwa kroki, stop, do tyłu. Wiesław bardzo szybko przeskoczył z trybu "nie widzę nic, gonią mnie potworni ludzi w białych kurtkach!" na "o! jesteś tu! o rany, skąd się tu wzięłaś? czegoś chcesz? a zatrzymać się i cofnąć, tak? ok, nie ma sprawy. Właściwie nic mi nie grozi, więc co mi szkodzi..".
Fajnie był taki moment. Nic, nic, nic i nagle odwrócił głowę w moją stronę, powąchał mnie, rozluźnił głowę, parsknął, przeżuł i już było do końca dużo lepiej. Czasem jeszcze zdarzało się coś niepokojącego, ale było już ok. Wróciłyśmy, puściłyśmy konie, a one stały przy bramie i gapiły się jak odchodzimy. Ech, jak widzę jak Wiedźmin zostaję przy bramie i nie idzie sobie to aż mi się miło robi. Widzę jakiś większy sens w tym co robię. I z tym optymistycznym akcentem kończę. ;D

PS: Śnieżnie i mroźno się tak zrobiło, że mleko przesiadujące u nas na balkonie postanowiło zamienić się w mlekowe ciało stałe. ;D
PPS: zdjęcia z urodzinowego play day'u wkrótce.

2 komentarze:

Jak pies z...koniem? pisze...

Wszystkiego dobrego Wiedźminowi!Stooooo lat stoooooo lat!:):)Niech się Wam jak najfajniej bawi:)

Agata i Wiedźmin pisze...

Dziękujemy! Dziękujemy! ;)