poniedziałek, 11 stycznia 2010

Prawie dorosły Bryś :)...

..czyli Brysiek siodłanie pierwszy raz już ma za sobą :). Tak jak myślałam było dziiikie brykando, podeptała wszystkich ludzi w koło, wyrwała się i wróciła do boksu już bez siodła ;P.

A tak serio to ciekawe jest to, że jakieś nasze konie wyjątkowe są chyba i wszystkie wielkim zbiegiem okoliczności należą do tych 10%, które nie brykają :). Bo Monty Roberts uważa, że 90% koni bryka po pierwszym osiodłaniu :). Hmmm..how interesting..

Smok czy Bryś? :)


Po co się przejmować kolejnym CZYMŚ na pleckach skoro na ziemi jest coś ciekawego! :)


Stawianie uszu, bo jak się wyciąga aparat to jak na złość koń musi opuścić głowę albo skierować uszka do tyłu :P


Brysiek w tym sprzęcie wygląda prawie jak koń dorosły i szportowy :P.

Przyszedł nowy rok i przyniósł ze sobą zimę, dosyć zimową zimę, nie błotnista, a zimową. Dojechać gdziekolwiek nie jest prosto, konie wpadają na pastwisku po brzuchy w śnieg, ale dzielnie siedzą na dworze i wbrew pozorom wcale nie stoją przy bramie, bo "chcą już, natychmiast wracać!" :). Przynajmniej trochę wietrzą futra i kopytka.



No i uroczo wyglądają jak wracają z pastwiska, szczególnie nasze czarno-nóżki - czyli Bryś i Wieś, którym robią się białe nóżki :)


Duża Ruda (Kalina) robi ogromne postępy. Za każdym razem jak jestem po prostu na chwile chociaż wchodzę do boksu pogłaszczę trochę, popatrzę trochę, czasem posiedzę obok na sianku, a ostatnio ponieważ było bardzo dobrze w boksie to wyciągnęłyśmy się na korytarz i uczyłyśmy się rozluźniać ogon na podrapanie po tyłku :). Na korytarzu jest już super, jeszcze tylko pod brzuchem zostało miejsce niedotykalskie trochę (przestaje jeść i macha ogonem, czasem tupie zadnią nogą). Ogon na podrapanie już rozluźnia i w dodatku zaczęłyśmy się zapoznawać z carotem na spokojnie, dużo dawania do powąchania, przybliżanie i oddalanie. Skończone, jak koń dał się krótko pogłaskać końcówką po łopatce i się tym nie przejął. Na koniec sesji stała i myślała :). A tak w ogóle największym sukcesem moim jest to, że jak mnie widzi to stawia uszka do przodu od razu, chociaż na chwilkę i jak się kłóci przez kratki z jakimś koniem to jak stanę między nią a tym koniem, uśmiechnę się i wyciągnę rękę to też uszy lecą do przodu :). Czym więcej mam z nią do czynienia tym bardziej ją lubię. Zabawy z nią sprawiają mi dużą radość :). Mój ulubiony koń po Wiesławie i Bryśce, nawet Sekwana chyba przeszła teraz na 4 miejsce, choć w zasadzie wszystkie te cztery konie są mi równie bliskie w tej chwili (dla wyjaśnienia - drugiej Rudej, naszej Campiny nie wliczam, bo w zasadzie nie bawię się z nią dużo, ale jeśli ją liczyć to też się wlicza - najbardziej lubię w niej tą arabską delikatność i tą chęć współpracy :))
Co do przyszłości Kalinki - do czerwca się nią będę zajmować, a potem idzie w ręce pani Mirki - bardzo fajnej, spokojnej pani, z którą myślę, że Kalinka się dogada, a poza tym zostaje u nas w stajni, więc kopytka będzie miała robione dalej przez Kasie i cały czas będzie widać co się z nia dzieje :).

Co do Sekwany - jak przy stresie podczas wprowadzania naparła na Kasie i ją popchnęła klatą, to nie wytrzymałam, wzięłam linę i wyprowadziłam ją na zewnątrz. Nie wiem dlaczego to robię, ale poprostu nie mogę na to patrzeć. Wiem, że jej pomogę, po czym kowal zepsuje całą moją prace...ale nie zmienię tego, kopyta musi mieć robione przecież, a nie jestem właścicielem, żeby decydować jaki kowal ma ją robić.
Okazało się, że jak trochę wyluzowała to reagowała na pierwsze fazy i jeża i driving do tyłu i driving zadu, cofanie z 3 strefy, touch it nawet wychodziło :). Zmieniam moje przypuszczenia co do koniobowości Sekwany - w stresie RBI, a jak się upewni, że nic jej nie zjada to jak nic będzie to LBE. Zresztą taką przecież ją pamiętam za pamiętnych czasów. Zabawowa, ciekawska, chętna, podrapanie i docenienie jej było gigantyczną nagrodą, a jedzenie wcale nie było większą. Pamiętam, że wcale nie rozumiała, że można jeść jak człowiek podawał jej jedzenie na ręce, nie bała się, ale nie rozumiała takiego sposobu nagrody. Na korytarzu obwąchała dokładnie taczkę, przewróciła wiaderko leżące na ziemi i poturlała je nosem kawałek, robiła "na Wiedźmina" przy boksach koleżanek i kolegów (czyt. nastawione uszy i mina - "ale fajnie się złościsz..a po co właściwie?"). To było LBE, ciekawskie, chętne. Żebym tylko wiedziała, że nie idzie to wszystko na marne...jak bardzo bym chciała..

Tak dla przypomnienia - koń jest na sprzedaż. Jest naprawdę cudowna, wkońcu mało który źrebak ma od małego wpajane, że jak człowiek czegoś chce to trzeba szukać rozwiązań, że w presje się nie wchodzi. Szuka i jest ciekawska ludzi, a to bardzo ważne, szczególnie dla parelliowca.

I tak na koniec:
świateczna atmosfera, czyli nasz balkon :)


I moja szalona rosiczka, która nie zauważyła chyba, że zima jest (zresztą jak spora cześć moich kwiatków, które nie wiem czemu kwitną w zimie, a w lecie nie :P)

Swoją drogą nie wiem czy uda się jej zakwitnąć, bo mój kochany koteczek stwierdził, że to zielone jest i sterczy, znaczy trzeba nadgryźć...i jest teraz taka lekko nadgryziona ;P

1 komentarz:

Basia pisze...

O, Bryś w siodle! W takim razie trzymam za Was kciuki i życzę postępów na tym polu :)
I macie bezterlicówkę - zamiawiałaś może ze strony Barefoota, czy od kogoś? Cały czas marzy mi się takie siodełko, ale zdecydowałam, że nie mogę nic kupić bez jazdy próbnej...
Apropos śniegu - u nas również warunki są ciężkie, a jazda samochodem przypomina teraz jazdę na łyżwach...

Pozdrawiam