Trochę opóźnione, ale matura robi swoje ;). Nie zawsze mam czas, żeby coś wkleić :).
W każdym razie - udało się! Wszystkie pięć koni dojechało bezpiecznie do nowej stajni, do Czerńca :).
O 6 rano wzięłyśmy przyczepkę i do 10 ćwiczyłyśmy z wszystkimi po kolei ładowanie do przyczepy. Ostatecznie Wiesław i Czarna weszły bez żadnego zawahania, a Bryś z jednym małym wycofaniem. Jestem z nich strasznie dumna, nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze. Prawdę mówiąc o Wiesława się trochę obawiałam, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły kopytne :). Ruda też weszła bardzo ładnie i razem z Sekwaną pojechały pierwsze. Dojechały suche, spokojne i zadowolone z miejsca, na które dojechały. W następnej turze jechała Brysieńka i Wiesław. Niestety Wiesław się trochę spocił, mimo bardzo dobrego kierowcy (któremu jesteśmy bardzo wdzięczne :)), ale on jeszcze nigdy nie dojechał na miejsce suchy (chociaż w drodze z Warszawy zdążył już wyschnąć :P). No i ostatni transport poszedł po Glutka, który dał z siebie wszystko. Cały się trząsł przy wsiadaniu i wysiadaniu, ale mimo to na spokojnie spakowałyśmy go z Kasią w około pół godziny. Ja byłam wsparciem dla zadka, o który się strasznie bał i moja rola polegała na głaskaniu go po nim i prowadzeniu mu go jak schodził na bok. Ostatecznie wszystkie dojechały szczęśliwe, a Wiesław wyglądał na strasznie zadowolonego z tego, że jego boks ma wiecznie otwarte okienko - nic tylko wiecznie siedział z ryjkiem na zewnątrz :).
Ogólnie jest cudownie! Jak fajnie jest zostawić konie na cały tydzień i zupełnie się o nie nie martwić, a w dodatku od właścicielki i dziewczyn robiących za stajenne (super pomysł! dziewczyny są bardzo fajne, sympatyczne i przede wszystkim nie myślą w ogóle o używaniu "magicznych różdżek" na zadach naszych koni, co mnie strasznie cieszy :))usłyszeć, że nasze konie wyglądają fajnie, są grzeczne i nie ma z nimi żadnych problemów :).
Pierwszym razem byłam w stajni bez siostry, więc stwierdziłam, że wezmę tylko Brysieńkę na chwilę zobaczyć, jak się będzie zachowywała - jak zwykle zachowywała się cudownie, była grzeczna, spokojna i z zaangażowaniem, który u niej uwielbiam, ruszała kłusem, gdy tylko ją o to prosiłam. Co mnie zdziwiło - dość nieźle pamiętała chody boczne do mnie, a przecież prawie w ogóle z nią nad tym nie pracowałam!
W ten weekend w sobotę obsłużyłam oba najmojsze podopieczne - Wiesława i Bryś. Z Wiesławem mam bardzo ciekawe przemyślenia odnośnie pracy na linie i na wolności. Otóż wzięłam go na linę i usiłowałam coś od niego po wymagać, ale okazało się, że koń się na mnie nie skupia i w ogóle nie robi tego, o co go proszę, więc zdjęłam mu linę i nagle koń mi się rozluźnił, wszystko robił chętnie, z zaangażowaniem, nawet zagalopowania ze mną nam wychodziły bardzo ładne i prawie ze stępa. Wszystko, co tylko przyszło mi do głowy - chody boczne nad pachołkiem, zady na podeście, przody na podeście, chody boczne z 5 strefy, cofanie z 5 strefy, nawet trochę kroku do przodu, a co dziwniejsze, coś czego NIGDY zupełnie nie ćwiczyłam, przestawianie przodu z 5 strefy.
Hmmm...how interesting ;)
Nawet się śmiałyśmy z siostrą, że jak już zacznę jeździć, to też będę bez niczego, bo na kantarku będzie nam wszystko gorzej wychodzić ;P.
Naprawdę ciekawe - dać nam sznurki i oboje tracimy pewność siebie, chociaż niestety, to pewnie najbardziej zależy ode mnie ;). Muszę sobie chyba zrobić jakieś przybliżanie i oddalanie ze sznurkami ;P.
Następnego dnia koń mnie zresztą powitał zarżeniem. Wybitnie był w dobrym nastroju.
A z Brysieńką trochę powrót do podstaw, bo dawno nie robiłyśmy nic sensownego z okrążaniem i znowu się nam zepsuło proste utrzymywanie chodu. Powtórzymy, będzie dobrze. Poza tym też mi się z nią fajnie pracowało, mimo że ma ruję, a praca z nią podczas ruji, to kiedyś był koszmar :). W dodatku nie wiedząc, że ma ruję, osiodłałam ją i wsiadłam na nią. Bardzo pozytywna sesja - zobaczymy, co z niej wyniesie na następny raz. Co mnie cieszy - dziewczynka zaczęła zwracać uwagę na to, że ten ktoś na górze coś mówi i ze stoickim spokojem szuka rozwiązania - trzy kroki do tyłu, krok w bok, trzy kroki do tyłu, odstawienie zadu, trzy kroki do tyłu, odstawienie przodu, trzy kroki do tyłu, krok do przodu :P. Ale chyba zaczęła coś łapać :).Muszę obejrzeć sobie dokładnie płytki, bo mi się fazy i sygnały mieszają z siodła - staram się nie chaotycznie, a i tak czuję, że jest w tym chaos.
Widząc, że Brysieńka zmieniła swoje podejście do siedzącego człowieka u góry usiłowałam sobie przypomnieć ostatnią sesję - w terenie. Tak, to jest dobry trop, jeszcze jedna, dwie na ujeżdżalni i myślę, że trzeba kobyły ruszyć z siodłami do lasu, żeby zrozumiały, że trzeba iść do przodu, a nie tylko się cofać, albo cofać, albo ewentualnie zrobić zgięcie boczne, albo przestawienie zadu/przodu bądź chody boczne :).
W niedzielę krótka sesja z Panną Foch, za którą robiła Szanowna Panna Sekwana. Najwyraźniej też ma chyba ruje ;P. Miałyśmy z dziewczyną dyskusję na temat nie włażenia z strefę osobistą ludzia i chyba jej to dość dobrze wytłumaczyłam ;). Poza tym różne ustępowania, podest oraz w ramach budowania szacunku, którego ma dość mało (LOVE na razie dominuje :P), okrążanie - coś, gdzie człowiek się mało rusza, koń więcej i jest trochę dalej od człowieka - na razie stępem, bo boję się jeszcze ją mocniej ruszać z tą nogą. Myślę, że dobrze jej to zrobiło ;).
Zdjęcia są z pastwiskowania paszczaków, ale na aparacie, którego nie mam przy sobie, więc będą później.
No to wracam do ciągów i logarytmów... :)
1 komentarz:
no proszę, zdolna trenerka..tylko się nie pomylić w logarytmach ;)
Prześlij komentarz