Dzisiaj, ponieważ dopiero co wyzdrowiałam (miałam lekkie przeziębienie z gorączką około 37,5 i katarem), pojechałam do stajni na krótko, bo mama mi na dłużej nie pozwoliła.
Poszłam na pastwisko i obróciłam się do mamy przodem, nie patrząc na mojego konia. Jak już na niego spojrzałam do mnie człapał. ;) Zrobiłam dwa kroczki do tyłu, a on ruszył pięknie kłusem. Trzeba przyznać, że najładniej dzisiaj przyszedł z całej trójki. ;) Rude podejrzewam, że poprostu sprawdzało na ile może sobie poleniuchować i zlać moją mame, a Brysia chyba zauważyła, że mama standardowo nie ma karota - większego argumentu. Jak ja przyszłam to jakoś chętniej zakłusowała.
Później wzięłyśmy je do stajni, najpierw Campi i Miśka, a potem jeszcze Brysieńke, dałyśmy im witaminki, odprowadziłam rudzielca i poszłyśmy na chwile na trawkę z Wiesławem i Brysią. Na trawce byłyśmy może z 10 minut, odprowadziłyśmy je i pojechałyśmy do domu.
Szkoda, że nie było czasu dzisiaj nawet na osiodłanie mojego wierzchowca. Heh..a on miał taki dobry humor. :/ No nic, jutro jedziemy obowiązkowo i mam nadzieję, że konisko będzie miało taki sam dobry humor. ;)
PS: tak się zastanawiałyśmy czy Ruda przypadkiem nie poznaje samochodu Kasi, bo jak wzięłyśmy go zamiast mamowego to cały czas się gapiła na niego, a poźniej od razu przywędrowała do nas.
I zdjęcie jak Brysia kłusuje do nas - jedyne zdjęcie jakie zrobiłam
2 komentarze:
Witaj :) Widzę, że interesujesz się metodami naturalnymi - miło patrzeć jak nurt ten się rozwija ;) Jak długo "pracujesz" z Wiedźminem?
Pozdrawiam, naturalnie.
(Jeśli masz ochotę - zapraszam do mojego kawałka sieci:
http://konie-snh-ja.blog.onet.pl
PS Bloga dodałam do linków u siebie i na pewno będę śledzić Wasze dalsze losy ;)
:) 22 września minął rok od kiedy mam Wiedźmina, a od początku jak przyjechał do nas to przyjechał do "naturalowców".
Oczywiście zajrzę na twojego bloga i też go dodam do moich linków. ;)
Prześlij komentarz