W ten weekend było bardzo fajnie. W Sobotę byłyśmy u nas w stajni, więc wzięłyśmy konie, żeby je nakarmić, a następnie Wiesława puściłam (jakoś nie chciało mi się tego dnia z nim użerać), a wzięłam na chwilkę od mamy Brysie. Brysia miała lekcje short range circling game już drugą, ale podczas pierwszej była myślami przy koniach, które chodziły pod lasem i nie sądziłam, że cokolwiek do niej dotrze. A jednak - Brysia mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Ogólnie Brysiątko wszystko rozumiało od początku tylko nie to, że trzeba chodzić zanim człowiek nie powie, żeby przestała. Tak podczas pierwszej sesji reagowała na samo wskazanie kierunku, ewentualnie lekkie popukiwanie, ale zatrzymywała się po dwóch, góra trzech krokach. Tamtą sesje skończyłam na wielce radosnych czterech krokach i szybko ją przywołałam zanim się sama zatrzymała. Tym razem jakoś ktoś mi chyba oczarował Brysie. Spodziewałam się powtórki z rozrywki, a tu Brysiek elegancko łazi i skończyłam na około siedmiu, ośmiu krokach. Następnym razem planuję doczekać do kółeczka, a może i więcej? ;) Zobaczymy jak będzie. W każdym razie Kasia powiedziała mi, że z Rudą miała tak samo. Mimo że ta nie myślała o tym co się powinno zrobić to następnym razem było dużo lepiej. hmmm..how interesting Wiedźmin tak nie ma. Jak "odlatuje myślami" to tak jakby nie miał tej "lekcji". Kwestia charakteru czy wałach/klacz?...
W niedzielę zostałyśmy zaproszone z Kasią do Lubania, do Akademii Przygoda, gdzie byłyśmy na kursie L1..e..kilka lat temu. Kasia była z koniem, ja jako słuchacz, mama też jako słuchacz..mniejsza o to. Dostałyśmy dwa kunie - ja Kaszmira, Kasia Epizoda. Kaszmir - siwy wielkości Brysi lewopókulowy introwertyk, mocno "wytykający język". Epizod duuużyyy kary, zresztą nie o nim będę opowiadać. ;) Ogólnie z ziemi - koń calutki czas żuł. Miał trochę do przemyślenia. Cóż, pod tym względem Wiedźmin mnie dużo nauczył. Z ziemi nie brakowało mi ani przez chwile pewności siebie, nie miałam problemów. Problem się zaczął gdy wsiadłam. Tu mnie jeszcze Wiedźmin nie zdążył nauczyć niczego, więc łatwo nie było. Chwilami brakowało mi strzał w kołczanie, chwilami pewności siebie. Zdawałam sobie sprawę, że dawno nie jeździłam, dobrze się w siodle nie trzymam, a nie znałam dobrze tego konia i nie wiedziałam dokąd mógłby się posunąć. Ogólnie nie był to lekki koń. Prawie zawsze musiałam przy skręcaniu napinać linę, no właśnie a przy ruszaniu? Doszłam raz do czwartej fazy i dostałam takie fajtnięcie leciutkie zadkiem (Kasia mówiła, że zad uniósł się jakieś kilkanaście centymetrów). Następnym razem ruszył mi na uśmiech czterema policzkami i jakoś przeszedł przez kałuże, która była niby "straszna". Zatrzymywanie działało bardzo ładnie na wypuszczenie powietrza, ale zgięcie boczne to już nie - kręcionko było zawsze jak już oddało się twardą główkę. ;) Ogólnie wywołało to we mnie troszkę pozytywnych przemyśleń na temat tego ile jednak zrobiłam z Wiesławem,jaki on jest leciutki i sterowny, ale i stwierdziłam, że trzeba wreszcie wziąć się za jazdę, ale nie koniecznie psując mojego młodego konia. Czyli co? Znów dochodzę do wniosków, że trzeba gdzieś pojeździć najpierw pouczyć się na jakiś starszych już grzbietach, zostawić ten biedny wiedźminowy grzbiet w spokoju jeszcze przez jakiś czas. Chociaż trochę się doszkolić, żeby nie klepać młodziaka...
4 komentarze:
Pomysł ze szlifowaniem umiejętności na koniach, w które nie jesteśmy "zaangażowani emocjonalnie" świetny. Niemniej jednak nie sprawdza się w przypadku, gdy z własnego konia nie ma się ochoty schodzić... ;)
A wiesz, czy w Akademii Przygoda nadal organizuje się kursy? Tamtejsza kadra prowadzi je sama, czy zamawia np. Berniego?
Pozdrawiam przedświątecznie i zapraszam do mnie :)
Baśka Greatowa
Wpadamy, dajemy znak, że czytamy!
U nas nowe zdjęcia - zapraszam ;)
W tej chwili zaplanowany jest kurs L2 w Akademii Przygoda prowadzony przez Berniego na 4-6 września 2009. Żadnych innych kursów w planach nie ma. Niestety wszytskie pod Warszawą, ew. pod Krakowem, Lublinem.
Prześlij komentarz